26 kwietnia 2007

Zimny oddech impotencji

Tak, Doskonale wiem, czego chcę. Wiem też, że to tylko łabędzi śpiew czterdziestolatka, czującego na plecach zimny oddech impotencji.

Chcę kobiety, chcę seksu, Chcę się zapomnieć i zatracić.

Czuje się tak samotny, potrzebuje dotyku kobiecych dłoni, pocałunków, smaku miejsc zakazanych. Chcę je lizać, ssać, drażnić językiem, chce patrzeć jak wyjmuję z nich swoje długie palce i wkłada do mych ust, dzieląc się ze mną tą drżącą rozkoszą.

Tak dużo i tak niewiele.

Pragnę Cię jesteś moją obsesją.

Wiem, to chore....

23 kwietnia 2007

Welcome back

Barometr moich nastojów nieubłagane zatoczył kolejne koło. Oznacza to tylko jedną rzecz: czas powrócić do Pamiętnika Onanisty.

Sprawienie sobie przyjemności w ten prosty i niewyszukany sposób, to nie tylko recepta, na rozładowanie napięcia seksualnego. To filozofia, i lekarstwo na całe zło tego świata. Jesteśmy sami, niezależnie od tego w jakie słowa to ubierzemy, nikt z nas nie ucieknie przed samotnością. W ostateczny rozrachunku zawsze zostaniemy sami. Możemy, mieć setki przyjaciół, ogromną rodzinę, możemy spotykać dziennie tysiące osób, ale tak, tak naprawdę jesteśmy sami.

A ja w swej słabości nie mam innego wybory, jak znów zająć się pisaniem, jak to kiedyś zostało nazwane przez jedną z moich czytelniczek "opowieści dziwnej treści".

3 kwietnia 2007

(Skasowane)

Problemy osobiste odbierają mi chęć do pisania. Dlatego postanowiłem zrobić to, czym odgrażałem się już od dawna.

Ponieważ nie nie potrafię oderwać od słowa pamiętnik w odniesieniu do bloga, dlatego zatytowałem go (skasowane). Nie będę zamieszczał bezpośredniego linku, kto chce, bez trudu go odnajdzie, a kto nie chce nie będzie się fatygował

30 marca 2007

All we go to hell

Mam migrenę. Spóźniłem się do pracy. Zwyczajowa mieszanka trzy niebieskie, trzy pomarańczowe i trzy białe dzisiaj nie działa. Moja głowa to jabłko ściśnięte w imadle. Co-worker jest na urlopie, a ja mam strasznie dużo pracy. Dedykuje sobie piosenkę, na dzisiaj i na całe życie....

All_we_go_to_hell....

29 marca 2007

Kasiu...

Być może twoje pytania pozostaną bez odpowiedzi, choć ja jestem gotów odpowiedzieć na każde z nich. Czytałaś blog, wiesz, że mam żonę, wiesz, że nie czuje się wobec niej w porządku, wiesz, że pisanie tego bloga jest formą okłamywania jej, (napisałem to w jednym ze starszych postów), Większość ludzi chwali się swoimi blogami, dzieli nimi z bliskimi, ja nie. Pisze bo lubię przelewać na papier myśli z mojej głowy.
Blog jest specyficzna formą konwersacji, tu możesz czytać, ale nie musisz, możesz zadawać pytania, jeśli chcesz. Ktoś na nie odpowie, albo nie, wolna wola. Zero przymusu zero presji. Piszesz co chcesz, czytasz co chcesz.

Ja kiedyś powiedziałem, że nie podpiszę się nigdy więcej swoim bloginem. Zrobiłem to u Ciebie. Zrobiłem to, ponieważ uwiodłaś mnie słowami, klimatem, szczerością i prostotą swojego pisania.
Nie zainstaluje gg na swoim komputerze, bo nie wyobrażam sobie siebie siedzącego z duszą na ramieniu przed monitorem, nasłuchującego, czy czasem ona nie wchodzi do pokoju. Ukrywanie bloga jest wystarczającym kurestwem wobec niej. Tak, jeszcze wczoraj myślałem, że to zrobię, ale myślałem o tym wystarczająco długo, żeby mieć pewność, że nie.

Zaglądam na setki blogów, ale regularnie czytam tylko dwa. Twój i jeszcze jeden. Czytam je, bo uważam, że są specjalne. Pisane przez osoby wyjątkowe.

I tak to jest....

Nie wiem czy napisałem to już kiedyś i skasowałem, (bo wiele z wpisów kiedyś usunąłem) czy tylko chciałem napisać „ Jestem zbyt stary, żeby pamiętać co to znaczy być zakochanym”. Czytając Ciebie, Kasiu przypomniałem sobie... i jestem Ci za to bardzo wdzięczny.

28 marca 2007

Jedwabna koszulka

Dochodzi jedenasta mój dobroczynny zakład pracy dał mi kartę na taksówkę, żebym nie musiał narażać życia używając nocnej komunikacji miejskiej. Ale ja nie mam ochoty czekać na taksówkę, mam stąd dwa kroki do metra. Czy mogę oprzeć się pokusie jazdy pustym metrem? Pod ziemią z jednego końca miasta na drugi, w wagoniku zarezerwowanym tylko dla mnie?

Na liście figurowałem jako reprezentant członka bla bla bez prawa głosu. Nikt nigdy nie scharakteryzował mojej osoby lepiej.

Nie ma nic milszego jak jedynka przy komentarzu, zresztą już o tym pisałem. Nie wiem co powiedzieć, żeby nie było to nic głupiego, więc po 10 minutach gapienia się w jedno zdanie zamykam komputer.

Zebranie sprowadziło mnie do tego świata, zabrałem nawet głos, bo na wyrażanie opinii mam pozwolenie, nie wolno mi tylko głosować. I nawet mnie słuchano, i czuje się z tym dobrze.
Siedzę teraz przed telewizorem z książką w ręku. Książkę znam bo czytałem ją wiele lat temu, ale dziś nie mogę przeczytać nawet zdania. Telewizor napełnia pokój niebieskim światłem, dochodzi druga, jestem zbyt zmęczony, żeby pójść spać. To ten czas nocy kiedy świat wirtualny przeplata się z tym rzeczywistym. Tak łatwo teraz dać się opleść nogami jednoczenie zostawiając ślady pocałunków na nagim ramieniu z którego osunęło się ramiączko.
Znam miraccle bo ona też ich używa, jest ciepły, delikatny i przyciągający, jeśli pierwszy pocałunek miałby zapach to pachniałby właśnie tak.
Ale nie mogę znać smaku, nieistniejących pocałunków, a jeśli go znam to znaczy, że były jej pocałunkami. Nie mogę znać zakamarków ciała po których błądzę językiem, chyba, że to jej ciało.
Ale wolno mi myśleć i wyobrażać sobie co tylko zechcę. Obejmuję Cię w jedwabiu, w którym jesteś bardziej naga niż byłabyś bez niego...

I znów rozchlapałem po brzuchu trochę życia którego obrońców opętany śpiew słychać dzisiaj przez otwarte okno biura.

Na swoją obronę mogę tylko powiedzieć, że ona nie miała nigdy czarnej jedwabnej koszuli z ramiączkami z koronki...

27 marca 2007

Stary komputer

Przez cały dzień nic nie zrobiłem, dobrze, że miałem choć jedno spotkanie przed południem, bo inaczej przesiedziałbym cały dzień z głową opartą na rękach, zamyślony. A to jeszcze nie koniec, wieczorem meeting, jeden z tych co się na nich gada godzinami, i nic z tego nie wynika, a jutro sprawozdanie, a będzie tak nudne, że nikt tego nawet w całości nie przeczyta.

Czuje początki migreny i już zacząłem jeść tabletki, żeby dotrwać do wieczoru. Zaraz stąd wyjdę a w mojej głowie nadal będą kłębiły się myśli, gdzie fikcja i prawda są tak dokładnie przemieszane, że nawet ja nie wiem gdzie jest granica między nimi. Będę oddawać się marzeniom, udając, że nie wiem, że nigdy się nie spełnią, bo spełnić się nie mogą. Nie ma takiej fizycznej możliwości.

Jestem złym człowiekiem, uciekam od prawdy a do tego, tak jej nienawidzę.

Jest środek dnia a moje ciało wyje do księżyca i do czegoś jeszcze, co pewnie istnieje tylko w moich snach.

W rzeczywistości dziś wieczorem będę pomagać wyjmować z piwnicy stary komputer...

Jeszcze jedna długa noc

Leżała obok, z głową na mym ramieniu, ciepło jej ciała oplatało potęgując uczucie bliskości, jej palce na mych ustach, jakby nie chciała bym powiedzał choć słowo. Zwiewna i lekka, na wpół realna, w ciemności widzę skryty w cieniu zarys jej twarzy. Obdarza mnie uśmiechem. Głaszcze po policzku, a ja przekręcam głowę starając się pochwycić ustami jej palce. Udaje mi się, a ona nie cofa ręki. Na skroni czuje ciepło jej ust...

Wiem że jestem śmieszny z gołową odrzuconą do tyłu i ręką trzepoczącą między udami...

Jeszcze chwila i zapadam się w łóżko... niepotrzebnie to zrobiłem, już jej nie ma, a ja czuje się tak rozpaczliwie sam...

26 marca 2007

Świat wirtualny

Podobno największym powodzeniem cieszą się filmy pornograficzne, z udziałem aktorek, powiedzmy, nie pierwszej młodości. Dzieje się tak dlatego, że najliczniejszej grupie odbiorców tego typu twórczości najbardziej przypominają one, ich własne żony. To by się zgadzało, mężczyźni pozbawieni są wyobraźni. Nie odwiedzają ich wirtualne kochanki. Potrzebują kobiet z krwi i kości.

Na przykład, moją towarzyszką nieudolnych prób ucieczek przed samotnością, nigdy nie była co-worker, chociaż jest ładna, inteligentna, przepełniona sexem, a rąbek jej stringów wywołuje niespodziewane skojarzenia.

Mimo to dziś rano zawołałem na pomoc zjawę o bladym ciele przyodzanym w czarną jedwabną koszule, zgrabną, choć nie o figurze super modelki. Jej obraz utkany tylko i wyłącznie ze słów, był jednak tak materialny, jakbym ją znał od dawna i dobrze. Czułem jej oddech na policzku i bliskość ciała, nie dotykała mnie nie pieściła, może dlatego, że nigdy nie doświadczyłem jej pieszczot.

Siedziała tylko, zwinięta w kucki z kolanami pod brodą. Pamiętam złączone stopy, szczupłe dłonie i wyimaginowaną gotowości by mnie przytulić. Byłem brutalny, nie przedłużałem przyjemności... jeszcze mógłbym chcieć żeby wpadała częściej...

23 marca 2007

Bezmyślność płynąca z palców

Po, co wstawać rano, pić kawę,Czekąc na tym samym przystanku, jechać tym samym tramwajem, iść ulicą mijając te same wystawy, czekać na zielone światło, patrząc zawsze na kościół Najświętszego Zbawiciela niezmiennie zamglony w perspektywie ulicy Mokotowskiej. Po co, siadać za biurkiem, jeździć na spotkania, godzinami gadać o niczym z ludźmi, których widzę pierwszy i często ostatni raz w życiu. Po co jeszcze raz przemierzać tę samą drogę tylko w przeciwnym kierunku. Dlaczego nie wsiadać do pierwszego tramwaju tylko czekać na ten mniej zatłoczony, żeby znaleźć wolne miejsce i przeczytać kilka zdań jednego z tych poetów co to jedyne miejsce do publikacji swoich wierszy znalazł na własnym blogu. Wracać do domu... Podglądać żonę jak robi sobie dobrze prysznicem w wannie pełnej białej piany.
...Nie wiem. Nie znam odpowiedzi na te pytania, nie znam też odpowiedzi na całą masę innych pytań. Właściwie to nie ma pytania, na które znałbym odpowiedz, łącznie z tym, po co piszę.

Sometimes thoughtlessness of words flowing from my fingers really amazes me. Sometimes not.

22 marca 2007

Białe łzy

Druga w nocy, wstaje i idę do kuchni muszę napić się wody. Od dwóch dni cierpię na przemożną potrzebą płakania na nad swoją durnowatą osobą. Miasto z okna wygląda na uśpione i spokojne. Ulice rozświetlone żółtym światłem latarni, martwe i milczące, uspokajają potęgując uczucie alienacji. Zdejmuje t-shirta i staje nagi na środku pokoju. Oto ja - odarty. Samotny i śmieszny. Ciemność oplata moje starcze ciało. Nikt nie chce go oglądać. Nie chce i ja. Nikt nie chce go dotykać, głaskać, wodzić ustami, ocierać cię pojękując z rozkoszy, błądzić językiem po jego zakamarkach. Nie chce i ja? Nie chce, ale mogę. Mogę zamknąć oczy, przywołać obraz długiej smukłej nogi o kształtnej łydce, palców prężących się w ekstazie, wyciągniętej stopy. Podtyka mi jej podeszwę. Łuk podbicia tak doskonale odpowiada moim ustom. Głaszcze mnie nią po twarzy, Jestem na wyciągnięcie nogi, nie wolno mi się zbliżyć, mogę tylko patrzeć jak jej palce rozchylają wilgotne płatki, teraz dwie litery V zaplecione ramionami. Koniec jej paznokcia wykonujący mikro drgnięcia z nieomylną dosadnością, w tym jedynym punkcie. Teraz i druga stopa dołącza się do pieszczot. Mnie pozostaje jedynie gładzić jej łydki i uda. Wygina brzuch do góry, pociągając stopami ku sobie,
- choć, widzisz, że nie może się już doczekać
Mówi, rozwartymi palcami wywracając różowość między nogami na lewą stronę. Pochylam się nad nią, lecz jej stopy powstrzymują mnie w pół drogi. Dobrze, już wiem, gdzie jest mój cel. Też tego pragnę. Też to uwielbiam. O tym śnie nocami. Chce mieć policzki mokre jej wilgocią, chce by pochłonęła mnie, wciągnęła, chce by moja ślina była jaj słodyczą a jej słodycz stała się moją śliną. Koniuszek paznokcia wskazuje mi drogę, wiem, co lubi, wiem, czego oczekuje i wiem, że mogę jej to dać... Skurcz przeszywa ciało, obraz pryska jak mydlana bańka. Wycieram dłoń o policzek, gestem, jakim ociera się łzy. Jestem upodlony podwójnie.

21 marca 2007

Stingi co-worker i telefon kończący dzień o 5:30 PM

Co-worker woła mnie do swojego komputera, staje za jej plecami operając się łokciami na oparciu fotela HermanMiller (500 dolców sztuka). Jeździ długopisem po ekranie monitora, na koniec pada pytanie, rozumiem, że powinienem znać na nie odpowiedz. Ale jedyna rzecz o jakiej w tej chwili mogę myśleć to jej strngi widoczne w miejscu gdzie spodnie nie przylegają do szczupłej kibici. Widzę o wiele więcej niż mogę zdzierżyć. Biel koronki i dwie półkule pośladków. Gapie się bezkarnie wnikając wzrokiem niemalże do miejsca gdzie pupa styka się z siedzeniem fotela.
- Słuchasz mnie?
- Tak, daj pomyśleć
Staram się zyskać na czasie, nie mam najmniejszego pojęcia po co w ogóle poprosiła mnie do siebie. Ucisk w dole brzucha przybiera na sile, nienawidzę się za to, ale z patrzenia czerpie zbyt wiele przyjemności by przestać. Mijają sekundy, a ja rozkoszuje się każdą z nich.
- Boże, czy ja jestem ślepa, no tak wszystko się zgadza, dziękuje ci bardzo
- Nie masz za co, przecież nic nie pomogłem
- Widocznie sama twoja obecność tak na mnie działa

Tak, komplementujemy się tu czasem, takie sobie deklaracje bez pokrycia. Osuwam się na swój fotel, wydmuszka w krawacie z rozumem w końcu fiuta.

(...)

Napisałem to wczoraj, dalej miało być o białych tulipanach, i może o małej dziewczynce w dalekim Londynie, ale zadzwonił telefon. Przez pięć minut słuchałem, potem była chwila ciszy i kolej na moje usprawiedliwienia, ale nie maiłem nic co brzmiało by przekonywująco, więc powiedziałem tylko, wiesz, że cię kocham, ale to też było kłamstwem, i wiedzieliśmy o tym oboje, i przez następne pięć minut znów ja słuchałem, i znów nie miałem nic na swoją obronę. I to był koniec dnia, nie napisałem już słowa więcej i na dobrą sprawę tak jest i dzisiaj.

19 marca 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 6

Robi się jasno. Darek już wstał i pomagamy mu w sprzątaniu. Zostało nas troje. Butelki, niedopałki, trochę tego jest. Poruszamy się leniwie każde nasze zbliżenie jest okazją do otarcia ciałami, niby przypadkowego uścisku ręki, jeśli Darka nie ma nigdzie w pobliżu, nawet ukradkowego muśnięcia ust. Dzwonek, do drzwi, wrócili wcześniej niż się zapowiedzieli.
- No i jak się prowadziła, trzeba jej zerżnąć tyłek,?
- Była grzeczna, odpowiadam, ale na twoim miejscu na wszelki wypadek bym to zrobił,
- A.. tak profilaktyczne
- Tak, tak dla zasady
Są w dobrych humorach, Robi kawę i kilka kanapek. Dziwne, gdyby jej tu nie było, rzucałoby się kawek chleba, i co tam jeszcze jest do jedzenia i wszyscy by się najedli, a tak, mamy kanapki. W pośpiechu wypijam gorącą przesłodzoną kawę, nie przepuszczając fusom z dna, mam nadzieje na dawkę energii, która pozwoli dowlec się do domu. Ona zachowuje się jakby nic się w nocy nie stało, może właśnie nic się nie stało. Może, to taka zabawa, zabawa, w całowanie, zabawa na której ja po prostu się nie znam...

Nowy Blog

Mój nowy blog pozostaje wciąż w sferze projektów, na przyszłość. Powiedzmy sobie szczerze nie ma lepszego serwisu niż blogspot. Ma on tylko jedną wadę, jest serwisem globalnym, wprawdzie z imponującą liczbą czterech miliony blogów, tylko co mi po blogowiczach z Chin, Australii czy Argentyny.

Tak czy inaczej „Mój pierwszy raz cz. 6” wbrew poprzednim zapowiedzą ukazuje się tutaj

15 marca 2007

Czuje się lepiej

OK. Czuje się lepiej.
Pozwolę sobie na kolejną kawę, choć co to za sens pić tuż przed wyjściem z pracy. Gorący kubek, prezent od co-worker, grzeje moje dłonie. Kocham jej zapach (zapach kawy). Nawet nie chcę wiedzieć jak pachnie co-worker. To przeciw moim zasadom. Jestem przecież samowystarczalny. Samowystarczalny i wierny. Nie łamie przyrzeczeń, nie szukam okazji, nie robię słodkich oczu do egzaltowanych czterdziestek odwracających wieczorami z obrzydzeniem wzrok na widok obwisłych członków swoich mężów. Nie robię tego (ostatnio), choć ona w to nie wierzy.

Zakochać się w co-worker, to było by zbyt proste i oczywiste.

Choć na pewno przyjemne.

14 marca 2007

Wzór na udzie

Nie opuszcza mnie poczucie, że zawaliłem, coś co mogło być początkiem... początkiem sam, nie wiem czego. Właściwie to nie musiało być początkiem, bo, już było, samo w sobie, nie potrzebowałem absolutnie nic więcej . A tak, przeciekło pomiędzy palcami.

Nie potrafię odnaleźć spokoju, uścisk w dołku z tych co to przypominają o nadchodzącym egzaminie do którego, jesteś kompletnie nie przygotowany, nie odpuszcza ani na sekundę. Kurwa, o co chodzi?. Dokładnie wiem co by mi przyniosło spokój.

Noga w rozcięciu spódnicy odziana w czarną pończochę z przezroczystym wzorem na udzie niebezpiecznie pobudzającym wyobraźnie kojarzy się tylko z jednym...

100 razy dziennie palce przesuwają się po klawiaturze podążając tą samą kombinacją liter i cyfr. I co ? I nic...
(...)
Wybrałem serwis nowego bloga i drugi dzień myślę nad bloginem, wszystkie pomysły są żałośnie trywialne.

Pieszczoty stopami co-worker

Lubię te dni, kiedy w pracy dzieje się niewiele. Spędzam sobie spokojne godziny przed komputerem, myszkując po sieci i kontemplując nogi co-worker, która pod biurkiem lubi pozbywać się obuwia. Co-worker ma naprawdę niezłe stopy. Fizycznie czuję jak obejmuje nimi mojego członka wciskając go między pierwszy i drugi palec. Naciska z całej siły, skórka złazi z bólem, to nie szkodzi, zresztą, nie zważa na to, wałkuje go po brzuchu, drugą stopą dobierając się do jajek, ja rozkraczam nogi, a ona zjeżdża w kierunku odbytu, rozciągam pośladki a wtedy delikatnie wciska w nie duży polec nogi, nie chce wejść, za sucho, podnosi nogę do góry i wkłada ją w moje usta, otwieram je jak najszerzej jakbym chciał połknąć jej stopę językiem błądzę pomiędzy palcami starając się by zostało na nich jak najwięcej śliny ... Ale o czym ja właściwie mówię, przecież nie tak dawno jeszcze zabawiałem się tak z moją żoną, a teraz, teraz, mogę sobie... pogadać. A wracając do rzeczy, to, tak, lubię kiedy w pracy nic się nie dzieje, tyle, że teraz, dzieje się aż za wiele, zero czasu na pisanie wczoraj, i to samo dzisiaj, ale nic to, może jutro będzie lepszy dzień...

12 marca 2007

Jebanie w odbyt i mamuśka z kutasem

W ciągu weekendu strona zanotowała rekordową liczbie odwiedzin, Zajrzało tu 124 osoby. Powinienem być zadowolony, jestem czytany, sądząc po czasie i ilości odwiedzonych stron, przez niektórych, nawet uważnie. Niestety jedyna osoba, której numeru IP wyglądam zbiesiła się już kompletnie, i nie tylko że zaniedbała swojego bloga, ale nie zagląda też i tutaj... moja jedyna stała czytelniczka, zagubiona gdzies w dalekim Londynie. Pewnie sam sobie jestem winien, myślę, że znam powód. Eee, co tam może to nawet lepiej. Anonimowi czytelnicy napływający w dużych ilościach, głownie wpisujący w google hasła jak, jebanie w odbyt, mamuśka z kutasem itp., to teraz moi czytelnicy. Spokojnie chłopcy fujarki w rękę, nie zawiodę was, dostaniecie to czego szukacie. Ale mam też ochotę popasać sobie historie nie koniecznie o obciąganiu, waleniu w drugą dziurkę i łykaniu własnej spermy. Dlatego zakładam nowego bloga. Dalszego ciągu historii mojej pierwszej miłości już się tu nie doczekacie, znajdzie się tu jedynie fragment, który was tak naprawdę interesuje, czyli rozprawiczenie nie winnego a może winnego siedemnastolatka. Myślę, ze znam wasze potrzeby wiec, zapraszam...

9 marca 2007

Soft porno

Dochodzi dwunasta, a ja czuje się zbyt zmęczony by położyć się spać. Zbieram siły na powstanie z kanapy. No dobra, jeszcze jedna przebieżka po kanałach i idę. Nie ma nic ciekawego aż do..." Ale kino", dwie niewiasty liżą sie po cyckach, soft porno, właściwie to nie lubię, na kilometr widać że udają, nie to żebym był taki naiwny, żeby myśleć, że normalne pornosy są w 100% nie udawane, ale jak widzę rozłożystą brunetę jeżdżącą na dwóch napęczniałych kutasach, które jak tłoki w maszynie parowej wsuwają się to w odbyt i w piździochę, to wiem, że na ekranie dzieje się dokładnie to co widzę, niezależnie od tego czy bruneta ma, czy nie ma przyjemność, do której stara się lepiej lub gorzej przekonać widzów.

Tak więc, nie lubię soft pornosów, ale te dwie są niezłe, właściwie to całkiem niezłe, a może film jest niezły, bo niby nic graficznego, ale czuje jak powoli, a właściwie to całkiem gwałtownie nabieram ochoty na chwilę relaksu. Pozbywam się ubranie, (ide spać, więc i tak muszę się rozebrać, no nie?). Własna nagości potęguje podniecenie, i już, kiedy wszystko tak doskonale się układała, scena się kończy... i przechodzimy do dialogu. Cholera, soft pornos z ambicjami na psychologicznego gniota, natychmiast przerzucam na TVN Turbo, i mam szczęście, przejarany pod kwarcówką silikonowy kociak trzęsie tyłkiem i cyckami po całym ekranie. Tak tego mi potrzeba, Jeszcze minutka i zrelaksowany mogę wyłączyć telewizor i udać się na spoczynek.

8 marca 2007

Kamuflaż

Wstaje rano z migreną kołaczącą gdzieś pomiędzy skrońmi. Biorę dwie aspiryny, dwa ibuprofeny oraz etopirynę, nie mam zamiaru dać się zaskoczyć bólowi w ciągu dnia.

W drodze do pracy muszę zmienić miejsce w tramwaju. Nie jestem w stanie znieść przypalonego zapachu perfum rudowłosej piękności siedzącej przedemną. Punktualnie o 8:30 siadam za biurkiem. Ale funkcja urzędnika państwowego jest jedynie kamuflażem. W rzeczywistości jestem posiadaczem największej kolekcji filmów pornograficznych w Europie Środkowej.

7 marca 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 5

Jej usta są delikatne i ciepłe, ale co zniewala mnie najbardziej to bliskość jej ciała, ramiona zarzucone na moją szyję, kibić wtulona we mnie. Jesteśmy tacy razem. To mój pierwszy pocałunek, nie przyznaje się do tego, w końcu jest młodsza o rok, ale nigdy nikogo nie całowałem w usta. Tak jakoś dotrwałem do szkoły średniej w stanie nienaruszonym.

Jak to się robi? Teorie mam opanowaną, kilka filmów się widziało, kilka książek się przeczytało, ale tak konkretnie to jestem zielony. Pierwsze nieśmiałe muśnięcie, drugie, trzecie, każde mocniejsze i obdarzone coraz to większym ładunkiem namiętności. Tylko, co z tym języczkiem, że niby jak, mam wepchnąć go w jej usta... Przechyla głowę, teraz nasze wargi pasują do siebie idealnie, rozchyla je, co nieco, więc robię to samo. Własny puls rozsadza mi w skronie. Czy to już ten etap z języczkiem? Czuje jak w przestrzeni naszych połączonych warg pojawia się coś ciepłego, wilgotnego, coś co z obawą wybiera się dokądś, nieśmiało szukam koniuszkiem tego czegoś, mój, zagubiony odwieczny samotnik wyrusza na spotkanie i... tak odnalazł, odnalazł swoja siostrę, nasze języki spotykają się w pół drogi, a ja w tym samym momencie zostaje walnięty przez pociąg towarowy. Uderzenie pozbawia mnie oddechu, pozostawiając jednak żywym. To, tak się właśnie ludzie całują. Jej język błądzi po moich ustach by chwilę później zaprosić do siebie. Muzyka wyje z rozklekotanych Tonsili, wzmacniacz Unitry daje z siebie wszystko, a my trwamy w miłosnym uścisku. Symbol czystości, prawości nieskalanego uczucia. Monumentalny pomnik miłosci, u którego stóp ścielą się bezwładne ciała ogłuszonych alkoholem romantyków z kurwą zamiast kropki i przecinka.

6 marca 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 4

Alkoholu już nie ma, a wiec impreza wkracza w etap wysupływania z kieszeni ostatnich drobnych, wzajemnego pożyczania sobie pieniędzy i przypominania o starych długach, no i na koniec wycieczki na metę. To będzie zadanie dla mnie. To zawsze ja jestem tym najbardziej zdeterminowanym, akoholem, który za punkt honoru ma obudzić się w kałuży własnych wymiocin. Wszyscy to wiedzą, więc patrzą na mnie wyczekujaco... i z nadzieją. Tak to dobry pomysł, podświadomie czuje, że powinienem stąd wyjść pod jakimkolwiek pozorem.

Tym razem z zakupem wódki nie ma jakiegokolwiek problemu. Nie spiesząc się wracam opustoszałymi ciemnymi podwórkami. Co się dzieje z moim kręgosłupem moralnym? Hej, przecież ze mnie jest równy koleś. Przyjaźń przede wszystkim. Dziewczyna kumpla z kapeli jest niedotykalna. Tak, n-i-e-d-o-t-y-k-a-l-n-a... Jasne. Przyszedłem tu nachylać się wódki, pożartować z kolesiami, a nie robić słodkie oczy do dziewczyny najlepszego kolegi.

Jestem z powrotem, czeka na mnie spragnione i rozgorączkowane brakiem napitki kółko alkoholowe. Polewamy, no nie wypada, nawet jej nie zaproponować drinka. Pali papierosa na balkonie wygląda jakby na mnie czekała. Sączymy razem wódkę z ptysiem. Opowiada jak go poznała, niewiele mnie to obchodzi, ale słucham. Nie mam już fajek.
- Chcesz maszka?
Wyciąga rękę z papierosem, a kiedy pochylam się w jej kierunku cofa dłoń, a ja podążając za ustnikiem papierosa niemalże przewracam się na nią, no tak jestem pijany, i to pijany nieźle. Śmieje się ze mnie. Obejmuje ją odzyskując równowagę, nasze głowy są tak niebezpiecznie blisko siebie. Boże, co się ze mną dzieje. Idziemy zatańczyć?. Trochę ruchu na pewno mi nie zaszkodzi. Skąd we mnie taka cholerna potrzeba przytulenia się do niej. Tańczymy, jest lepiej, ale tylko do następnego wolnego kawałka. Znów wisi na mnie, z ramionami zarzuconymi na szyje. Jest ciemno, wiele osób, już poszło, zastali tylko ci najbardziej zatwardziali imprezowicze, nasze policzki dzielą teraz tylko milimetry. Dlaczego tak musi być, dlaczego nie mogą po prostu się zetknąć. Nie wiem skąd, ale wiem, że one tego chce, a może wcale nie wiem, może to tylko ja tak tego pragnę... Przekręcam głowę i nasze usta stykają się, ot tak po prostu... Mój puls skacze tak gdzieś do 200 uderzeń na minutę a łomot własnego serca zagłusza nawet rozkręconą na maxa muzykę.

5 marca 2007

100 razy na dobę

Moje życie to konstrukcja, niezwykle niestabilna, krucha, drżąca i z trudem utrzymująca cudem uzyskaną równowagę. Niewiele trzeba by z wielkim hukiem legło w gruzach zawaliło się, rozpadło. Póki, co wszystko jest Ok, ale nie opuszcza mnie poczucie nieuchronności bliżej nieokreślonej katastrofy, sam nie wiem skąd i dlaczego ale gdzieś głęboko w mojej głowie istnieje żelazne przekonanie, że tu coś się musi wcześniej czy później spieprzyć.

Więc co? Więc nie poddaje się podszeptom mojej skołowanej co nieco podświadomości i spokojnie poczekam, poczekam na katastrofę przez duże K. Co ma się spieprzyć, to się bez wątpienia spieprzy.

Nie wiem, co zrobię jutro, nie wiem, co będę robił w ciągu następnej godziny. Rezerwuje sobie prawo do zmian decyzji z częstotliwością 100 razy na dobę.

3 marca 2007

The end

-I see, you make up your mind
-Yes,
-You know..... you have unfinished story to tell
-This story is not worth to finish …………..She was like cold fish, there is nothing to tell
-What about the scars on your wrist
-It’s not because of her…
-I know, it because of HER
-No, it’s not because of my wife
-Not?
-It’s because of the emptiness inside of me...

2 marca 2007

Skrzydła Anioła

Człowiek szary to ja, człowiek nijaki to ja. Jeden z miliarda zakompleksionych. Doskonały materiał na alkoholika.
Nie ma głębi w mojej egzystencji jest pusty śmiech i łzy, o smaku wody z kranu. Mieszkam w pracy, a spać chodzę do domu.
To nie jest tak, że chciałbym umrzeć, chce jedynie zasnąć i nigdy się nie obudzić i wiem, że to płytkie.

Czuje skrzydła anioła, objął mnie nimi, ale nic z tego nie wynika. Pisanie, to również kwesta inteligencji.

1 marca 2007

Słowo Pana

No i co kurwa, jak teraz wyglądasz niedomyty chuju. Dupku, z kutasem w miejscu mózgu. Tacy jak ty nie powinni się rodzić, przynosisz wstyd w dupę jebanej ludzkości. Popierdolony chuju, łykaczu spermy, niedojebany kutasie. Co, ty sobie, kurwa, myślisz? Kasujesz swoje pojebane posty, co to za kurwa nowa moda... Wytłumacz się kutasie
-Boję się, że zostanę zdemaskowany
Pierdolisz, no, po prostu pierdolisz jak by ci stara kurwa nasrała do buzi. Skamlesz liżąc dupy czytelników, czytajcie, mnie czytajcie, a jak przychodzi, co do czego, to ty w kurwę jebany chuju mówisz, że się boisz.
- Widziała, stronę, wiem, że widziała tytuł, zamykał się tak wolno, jeśli wpiszę w google to trafi tutaj.
Pojebańcu, to dlatego w niedzielę usunąłeś wszystkie wpisy . No, kurwa po prostu ręce opadają. A potem opublikowałeś tylko te które wydają ci się anonimowe. Jakiś ty żałosny. Ale czegoś ty się kurwa, spodziewał, nie rozumiesz, że to wszystko, dlatego, że jesteś pojebany. Czytasz, blogi, no pytam się ciebie chuju, czy czytasz blogi?
- Czytam
No właśnie, i co? ... Jakieś wnioski, coś tam się po tym twoim zakutym łbie kołacze? No.. Co za za pojebaniec, nic nie kumasz. Nie widzisz, ludzie piszą, by dzielić swoje myśli z ludźmi sobie, kurwa bliskimi, Kto czyta te blogi? Żony, mężowie, narzeczeni, nawet byli chłopcy, a kto pojebańcu czyta twój. Komu pochwaliłeś się jego istnieniem? Komu? NIKOMU. Żałosna namiastko człowieka, czym dzielisz się z istotą ci najbliższą. No, co jej kurwa dajesz? I dziwisz się, że jest nieszczęśliwa? Jebany oszust, kłamca, krętacz, oszukujesz ją na każdym kroku. Boisz się, że pozna twoje myśli, a może kurwa, ma do tego prawo, nie rozumiesz chuju, że ma być twoją połową, nie przysięgałeś jej tego.? Boże, jak ty mnie kurwa męczysz, nie zasługujesz kutasie na mój czas.

- Myślę, ze zacznę pisać nowego bloga, pod nowym adresem.

...Eeeh...Nic nie zrozumiałeś...zresztą, rób co chcesz, nikogo to, kurwa nie obchodzi

28 lutego 2007

Pesymistycznie

Blog is a mess. Right now, I can do nothing about it. What is worse I have no desire to deal with it any more. I am not really sure if want to continue to write it. I don’t like the fact that keyword “pamięnik onanisty” in google search returns my page in first place. I’m surprise that so many people use this keyword. They never come back, it means they don’t find, what they looking for. This is depressing. But what is not? I am trying to focus on my work, but this is simply not possible. There are always thoughts on back on my head which destructs my concentration.

One day I should be able to explain everything what happen, and what is going on, but not today. Today I can only close my eyes and listen to the voice of my not existing angel, who keeps singing me about loneliness and pain

21 lutego 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 3

Jasne, że nie mam nic przeciwko temu. Trącamy się szklaneczkami, wypija małego łyka. Ma na sobie bawełniana koszulkę z długimi rękawami, które podwinęła do góry, w dekolcie widać dobry kawał biustu. Ma duże piersi, i nie ma stanika, przez moment wyobrażam sobie ich twardość, i natychmiast odganiam te marzenia. Opowiada o szkole, chodzi do liceum cukierniczego, nie miałem pojęcia, że takie istnieje. Ma teraz praktyki w Forum. Nie staram się specjalnie śledzić, co mówi. Bardzo głośna muzyka utrudnia rozmowę
- Zapalisz?
Wyciąga paczkę zefirów, kiwam głową. Wyjmuje jednego, podaje jej ogień, zaciąga się i podaje mi papierosa. Biały filtr z kreską czerwonej szminki, wkłada mi go do ust, przez moment czuje wargami dotyk koniuszków jej palców. Nagle stwierdzam, że jestem pijany. Siedzi tak blisko mnie, wystarczy żebym się pochylił, a nasze policzki zetknęły by się. Wciągam dym, nie odrywa ze mnie wzroku. Zastanawiam się, co widzę w jej oczach. Czuje dotyk dłoni na szyi, śmieje się pociągając kosmyk moich włosów. Obejmuje ją w pasie, nie chce żeby spadła.
- O czym tak myślisz?
- O ładnych dziewczynach
- Widzisz tu jakieś?
- Wiedzę, jedną, ale bardzo ładną
Alkohol zdecydowanie dodaje mi odwagi.
- Zatańczymy?
Tak teraz nie mam nic przeciwko tańcowi, w tej chwili taniec to moja druga natura. Moje ciało jest idealnie posłuszne mojej woli, każdy ruch jest perfekcyjnie wymierzony z dokładnością, do setnych części milimetra. Tańczymy, idzie coś wolnego. Zarzuca mi ręce na szyje. Nie spodziewałem się takiego gestu. Wtuleni w siebie płyniemy w takt muzyki. Nie wiem skąd odkrywam w sobie tony ckliwości. Chciałbym by ten taniec nigdy się nie skończył...

20 lutego 2007

Topniejący śnieg odsłania psie gówna

Najpierw euforia, a potem dół. Zawsze kończy się to tak samo. Myję zęby przyglądając się niesympatycznej gębie o ziemistej cerze. Siadając na kanapie, oblewam się gorącą kawą. Wtorek do dobry dzień by umrzeć.

W drodze do pracy zbaczam jeszcze raz do sklepu. Kupuje red bulla. Zimny, nie można wypić go jednym haustem. Decyduje się przejść pierwszy przystanek piechotą. Małymi łykami pociągam lodowaty napój, który zamienia mój mózg w bryłę lodu. Lokalni alkoholicy zwieszają się smętnie z trzepaka myśląc – co by to kurwa wypić, a ja drepcze sobie do pracy mijając kolejne przystanki tramwajowe.

Na mój pogrzeb przyjdą dwie osoby, chociaż co do tego nie ma pewności, ja nie byłem na pogrzebie ojca. Świat jest pełen ludzi podłych, chociaż ja maskuje się niemal idealnie.

Co-worker z troską w głosie
- Stało się coś?
- Nie, wszystko w porządku, trochę boli mnie głowa
- Masz proszki?
- Skończyły mi się
Nie proszona przynosi dwie tabletki z działu zamówień
Upewnia mnie to o doskonałości mojego kamuflażu.

19 lutego 2007

Głęboka Miłość

Nie jestem typem sentymentalnego kawalera, głębokie gardło i głęboka miłość to dla mnie to samo.

14 lutego 2007

Klepanie po dupie

Wakacje przedłużyły się niespodziewanie o dwa dni. Właściwie, to, czemu niespodziewanie, po prostu pod pretekstem naciągniętego ścięgna pobyczyłem się w domu dwa dni dłużej. Teraz siedzę sobie od kilku godzin, za swoim biureczkiem i zastanawiam się, od której strony zabrać się za czytanie tych ponad dwustu emalii, jakie tu na mnie czekają. A swoją droga, to skąd we mnie przekonanie, że ja tu tylko pierdzę w stołek, emalii nie przyszło więcej niż zazwyczaj, co oznacza, że tylko je czytając, odwalam kawał dobrej roboty, a przecież czasami zdarza mi sie też na niektóre odpowiadać. No proszę, ten podtatusiały branzlownik z podkrążonymi oczami pewnego dnia doczeka się może nawet dyplomu na ścianie. (To był rzecz jasna żart, ściana za moimi plecami jest zawieszona dyplomami, i oczywiście oznacza to tylko tyle, że uśmiecham się do właściwych osób)
No, ale dosyć o mnie, pogadajmy teraz o moich ciuchach. :)))))

Stoję rano przy naszej recepcji, a przechodząca, za plecami koleżanka, rzucając „cześć” w przelocie ściska mój półdupek. Powiem szczerze, nie rozumiem was kobiety, przecież to tak przyjemnie być abjusowanym. I co z tego że takim gestem nie stoi nic, ot biurowa zagrywka dla śmiechu przy okazji Walentynek, i tak to wystarczyło żebym od razu nabrał dobrego humoru

Faceci to takie nieskomplikowane istoty, życie byłoby takie proste gdybyście nie starały się wciąż dojrzeć w nas więcej niż naprawdę jest.

12 lutego 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 2

To będzie wielka impreza. U Darka są tylko wielkie imprezy. Mieszka z mamą, która często wyjeżdża. Czyli balanga do białego rana. Piątek wieczorem, jesteśmy umówieni na pętli autobusowej. Stad to rzut kamieniem.
już zmrok widzę ich z daleka, stoją na przystanku tak jak się umówiliśmy. Piotrek, nasz perkusista, który odpuścił już sobie kompletnie próby i jego dziewczyna. Witamy się.
- Wy się już znacie
No tak faktycznie, widzieliśmy sie dwa miesiące temu, na ulicy, bym jej nie poznał. Ma ufarbowane włosy, z jasnymi pasemkami, do tego mocny makijaż, grube pończochy i mini. Pamięta moje imię, niezwykle, bo ja zapomniałem jej.

Jest już trochę ludzi muzyka gra ile mocy w głośnikach.
- Zatańczysz?
Taniec to ostatnia rzecz, do jakiej można by mnie namówić. Wykręcam się i znikam w tłumie, w kuchni zgromadzili się pijący, tak to miejsce dla mnie, polewają szybko, alkohol skończy sie niedługo i wszyscy o tym wiedzą trzeba się spieszyć żeby nie obudzić się z ręką w nocniku. Jest coraz tłoczniej powietrze gęste od dymu tytoniowego. No chyba czas rozstać się kuchennym taboretem i rozprostować trochę kości. Muszę się odlać, łazienka wyłączona z obiegu, jakaś para liże sie namiętnie nad kiblem, niedobrze. Widzę ich na balkonie,
- Co kurwa taki markotny
- Lać mi się chce
- Ja się nie opierdalam leje z balkonu
Piotrek się nigdy nie opierdala, więc czym ja się mam przejmować. Rozpinam rozporek I łagodnym łukiem sikam na trawnik. Strumień początkowo, zwarty, rozpada się na krople które w formie rzęsistego deszczu, spadają na zachwaszczoną ziemię.
- Będziemy lecieć, robi się kurwa późno
- Już, jeszcze młoda godzina
- Drukujemy, dzisiaj.
- Akurat dzisiaj!
No tak ojczyzna wzywa. Nie ma, o czym mówić. Stoją na klatce schodowej, całując się długo w usta.
- Misiek, miej na nią oko, jakby się źle prowadziła, to masz jej zerznąć dupę, a jak wrócę, to pożyczę gdzieś pasa i poprawimy.
- Jasne, na kolegę zawsze możesz liczyć.
Wracamy z powrotem do środka.
- Załatwisz mi jakiegoś, drinka?
Przynoszę, dwie spore szklanki wódki z ptysiem, nie ma gdzie usiąść we dwójkę, w kacie jeden pusty fotel, popycha mnie na niego siada mi na kolanach i obejmuje za szyje dla łatwiejszego utrzymania równowagi.
- nie masz nic przeciwko temu...

7 lutego 2007

Smak owczej sierści

Nigdy więcej grzanego wina, myślę, że górale produkują go z najtańszego sikacza, jakiego można dostać po tej stronie Tatr. Głowa mi pęka, a w ustach czuje smak owczej sierści, którą podcierają sobie dupska góralki. Pogoda też nie lepsza, pada śnieg z deszczem i ogólnie jest paskudnie.Nie przeszkadza to amatorom białego szaleństwa śmigać po stoku. I bardzo dobrze, bo ja mam przynajmniej święty spokój.
Na całe szczęście grzane piwo daje się zaakceptować, więc dzień zapowiada się atrakcyjnie

6 lutego 2007

Czarne stringi

No, i stało się siedzę sobie pod wyciągiem, siedzę bo z chodzeniem kiepsko. Naciągnąłem ścięgno, ale co tam po grzańca dokuśtykam. Jak zwykle noga ta sama, więc pewnie za miesiąc czy dwa przestanie boleć. W sezonie zimowym i tak nie biegam, więc nie ma się, czym martwić. Za to, mogę sobie popisać, nie martwiąc się, że ktoś mi będzie zaglądał przez ramię.

Pomyślałem sobie, że dobrze mi zrobi taka dłuższa przerwa, w waleniu konia. Warunków to specjalnie nie ma, a ja lubię sobie postękać w czasie orgazmu. No, niestety krytyczna noc nastąpiła w nocy z czwartku na piątek. Może to dlatego, że łaziła wieczorem w stringach i staniku, (czarny komplecik, bardzo seksi) Muszę przyznać, że niezależnie od tego co opowiada na swój temat, wciąż wygląda świetni. Wcale nie widać, żeby jej brzuch sterczał, wycięcie w tali może już nie tak ostre jak kiedyś, ale wciąż nie jedna by jej pozazdrościła. Stoi przed lustrem w łazience, staje za nią, opieram ręce na jej biodrach. Z góry patrzę na dwa pełne pośladki okalane paskami stringów. Bierze szczoteczkę nakłada pastę i zaczyna myć zęby pochylając się na umywalką, rytm mego serca natychmiast przyspiesza, ach z jaką przyjemnością odciągnąłbym pasek stringów na bok i wbił się prosto w jej odbyt. Lekko uciskam jej pośladki i przesuwam ręce z powrotem na biodra. Chciało by się posunąć ją od tyłu. Kilka głębokich pchnięć w drugą dziurkę przymykam oczy i fizycznie czuje jej oczko obejmujące moją laskę, w takiej pozycji zawsze rozciąga pośladki napierając na mnie, pragnąc czuć mnie jak najgłębiej w środku. Seks analny jakże inny, odbyt jest gładki, można go dymać znacznie dłużej, kiedy jestem we właściwej dziurce i czuje jak pochwa reaguje na posunięcia po prostu nie mogę sie powstrzymać, w odbycie tego nie ma jest ciasny od początku do końca, i jeśli dobrze nasmarowany można rżnąc go do upojenia. Przesuwam ręce wyżej opierając się jednocześnie na jej wypiętym tyłku.
-Chciałeś coś?
Jej głos sprowadza mnie na ziemię
- Zgrabny tyłeczek, stringi też nieźle leżą
- Nie przyglądaj się za bardzo, bo będziesz potrzebował zimnego prysznica
- Zdaje sie, że już jest mi potrzebny.

No i leżę, dochodzi druga. Po co ja się tak męczę, ręka zjeżdża na dół, nie jest nawet troszkę sztywny, a mimo, czuje sie tak podniecony. Leży na boku oddycha równo raczej śpi. Wolałbym, żeby była odwrócona tyłem, mógłbym wtedy niby przypadkiem, położyć dłoń na jej pupie. Trudno, mam jej podwinięte do góry kolano i kawałek uda. Delikatnie, żeby jej nie obudzić opieram dłoń na udzie. Jest ciepłe wręcz gorące. Pod palcami czuje gładką skórę. Krew napływa do członka, a ja spokojnymi ruchami zaczynam nad nim pracować. Twardnieje, odciągam kołdrę na bok nie chce, żeby jej ruchy ją obudziły. Mam wrażenie, że czuje jak delikatny prąd przechodzi od jej uda poprzez moją dłoń, ramie piersi i spływa do członka. Jest teraz duży i nabrzmiały, obciągam skórkę, po co ja się tak męczyłem, jest mi tak dobrze. Nie mogę być zbyt gwałtowny, musze się zachowywać spokojnie, jeśli nie chcę wszystkich pobudzić. Spokojnymi ruchami dłoni wznoszę się na coraz wyższe poziomy podniecenia. Czas płynie w takim tempie nigdy nie osiągnę orgazmu. Przyspieszam, ruchy dłoni są troszkę szybsze, ale wciąż zbyt wolne, na pomoc przywołuje wspomnienia, leży na łóżku z nogami ugiętymi w kolanach i uniesionymi do góry, ja poniżej, wylizuje jej szparkę, zjeżdżam językiem w kierunku drugiej dziurki, aby ułatwić mi dostęp podkłada sobie jasiek, teraz jest cała moja, usiłuje wcisnąć w nią język, różni się w smaku od szparki, rozciąga pośladki, wiem, że podoba jej się ta pieszczota. Pod językiem czuje ruchy jej zwieracza, jakby chciała go dla mnie otworzyć. Kątem oka widzę jej twarz, patrzy na mnie jakby starała się dojrzeć mój język wciskający sie jej tyłek. Nagle jej głowa opada do tyłu a końcami palców otwartej dłoni zaczyna jeździć po szparce... Sperma tryska do góry, a ja nie przerywając swojego żółwiego tempa, wyciskam z członka kolejne porcje nasienia.

Człowiek to taka doskonała istota, sam sobie potrafi dostarczyć tyle przyjemności.

26 stycznia 2007

Ferie

Od jutra ferie, jedziemy na dwa tygodnie. Obiecałem jej nie brać laptopa, twierdzi że mam problem, bo za dużo czasu spędzam w internecie. Nic nie mówiła o palmtopie, wiec nie ma powodu, żeby nie wylądował w mojej kieszeni. Pisać na pewno nie będę. Póki co mam dość kiblowej konspiracji . Na pewno będę czytał, ciekawości nic nie zabije. Przyzwyczaiłem się już, że poranna kawa to czas na myślenie i moment kiedy to krystalizuje się temat następnego postu. Wczoraj rano leżąc na salonowej kanapie, niemym świadku mych uniesień, złapałem się na robieniu pamięciowych notatek z przechodzonego właśnie orgazmu. Czy to już choroba, czy tylko takie tam sobie fanaberie?

Tak czy inaczej za dwa tygodnie jestem z powrotem.

25 stycznia 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 1

Stoimy z Piotrkiem, za rogiem sali gimnastycznej. Jest zimno i pada deszcz. Nie wygląda to jak wiosna. Jest prawie ciemno, nikt nie lubi chodzić do szkoły na drugą zmianę, choć puste korytarze mają swój urok. Palimy jednego papierosa zaciągając się na na przemian. Zatrzymujemy dym w płucach możliwie jak najdłużej. Poziom nikotyny we krwi musi pozostać niezmieniony do końca matmy. Piotrek zadeptuje papierosa w mokrej ziemi i ruszamy w kierunku wejścia. Jeszcze ktoś idzie od strony szkolnej bramy. Nasz perkusista. Nie jest sam.
- Cześć, nie wybierasz się do szkoły
- Choć do środka nie będziemy to gadać na deszczu.
- Pożyczcie dychę brakuje nam na kino
Nam? Stoimy w pustym holu naszej szkoły oświetlonym zimnym światłem świetlówek. Ściąga kaptur, drobna blondynka, głowę niższa odemnie. Wygląda na zakłopotaną. Włosy krótko obcięte, jasne brwi. Zastanawiam się, co jest w tej twarzy, że tak przyciąga wzrok. Patrzy na mnie, odwracam spojrzenie, chyba się zagapiłem. Piotrek wypytuje, czemu nie przychodzi na próby, rzucam na nią okiem, nie ciągle patrzy się w moją stronę. On pyta
- Znacie się już.
- Nie.
Wyciąga rękę w moim kierunku, ma drobne dłonie o długich palcach.
On ją obejmuje, mogę się jej jeszcze raz przyjrzeć. Ładna, ludzie to mają szczęście. Ma w sobie coś magnetycznego, zdarzają się takie dziewczyny. Ciekawe gdzie on ją poznał? W tej puchowej kurtce wygląda jak błękitny balon. Nie wiem czemu, ale myślę, że musi być straszne szczupła. Ma takie delikatne rysy, wszystko jest w niej doskonale proporcjonalne. Znów patrzę na nią o sekundę za długo, przechwyciła moje spojrzenie, a ja spuszczam powieki.
Słyszymy dzwonek, Piotrek wygrzebuje z kieszeni kilka dwójek i wsypuje w jego dłoń. Ja nie mam grosza.
Trzeba lecieć na lekcje.

24 stycznia 2007

Plany & De-Phazz

Zacząłem pisać o mojej pierwszej miłości, nie myślałem, że moja pamięć jest aż tak dokładna. Może to dobrze, bo nic nie musze sobie dopowiadać, ale z drugiej strony, te wspomnienia są zbyt wyraźne, zbyt rzeczywiste, a przede wszystkim mnie do niczego nie potrzebne. Sam nie jestem pewien, dlaczego brnę w to dalej, ale skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. Wygrzebałem trochę starych zdjęć, nie znalazłem ani jednego z nią. Za to jest jedno jedyne moje zdjęcie znad jeziora, w którym staliśmy w blasku księżyca z Pięknością Średniowiecza, zrobił je Piotrek aparatem smiena (tak się chyba nazywał) wkleję je tam gdzie jego miejsce (jestem pewien że to jedyne istniejące, więc nie ma ryzyka). A na najwyższej półce, “tomik” poezji Roberta. Ten ostatni ocalały o który pytał pięć czy sześć lat temu. Mam pomysł co z nim zrobić. Jestem mu to winien. Jestem winien mu coś jeszcze i to też zrobię, kiedyś.

Co-worker przyniosła jakiś czas temu płytkę De- Phazz (detunized gravity). Grała sobie kilka dni na naszym biurowym bumboxie i myślałem, że jest kompletnie do bani, nudna i płytka i nie wiem czemu, zrobiłem kopię i w domu dopiero usłyszałem w niej muzykę i słucham jej hipnotycznie już kolejny dzień i przestać nie mogę.

23 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 3)

Może dwa tygodnie później, jadę autobusem wypchanym do granic możliwości. Dzień jest wiosenny, gorący. Ludzie jakby niepewni w co się ubrać, pocą się niemiłosiernie.
Ikarus dojeżdża do Placu Dzierżyńskiego, mam dosyć tego tłoku i smordu spoconych ciał. Poczekam, stąd mam już kilka autobusow do wyboru. Stoję na schodku, będę musial wysiąść tak czy inaczej. Ludzie wylewają się rzeką, ja staje sobie zboczku. Mnie się nie spieszy. Teraz kolej na wsiadajacych. Fala cofa się w przeciwną stronę. Gdzieś z tyłu słyszę "cześć". Miły nieznajomy głos, nie to nie do mnie. Mimo to ogladam się, "poznajesz mnie?" tak poznaje. Niedoszła ofiara gwałtu. W blasku słońca jest ładniejsza niż w mroku deszczowej zimnej nocy. Ładniejsza, , z tych o anielskim spojrzeniu, ma te oczy w ktorych można się zapaść zatracić i nigdy nie chcieć patrzeć w żadne inne. Spogląda na mnie wyczekujaco jakby niepewna czy ją pamiętam. Jasne, że cię poznaje, odpowiadam. Ludzie za moimi plecami upychają się w syczących sprężonym powietrzem drzwiach autobusu.
- Muszę lecieć, cześć.
Mówię i rzucam się w zamykajace się z sykiem drzwi, wykręcam głowę, jak daleko mogę i kątem oka widzę ją na pustym już prawie przystanku. Patrzy w moim kierunku, a ja zupelnie nie żałuje, że nie mogę dostrzec wyrazu jej twarzy.

Zdjęcie

Nie widać, że ssie palce. Można myśleć, że jak w co drugim akapicie, pokazujesz jezyk.

22 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 2)

Skrzyżowanie Marchlewskiego i Świerczeskiego, nazwy ulic nie istniejące od wielu lat. Jestem podjarany do granic możliwości, ledwo idę, moja nabrzmiała pała sprawia mi fizyczny ból, wlokę się. Gdybym na swojej drodze spotkał kogokolwiek, nie wyłączając 80 letniej staruszki, nie obeszło by się bez gwałtu. W końcu docieram do przystanku.Powinienem złapać jeszcze ostatni autobus. Dookoła żywego ducha. Może, już za późno, chociaż nie, pod przystankiem czeka ktoś jeszcze. Kobieta!!! Ładna, zgrabna, nie ma więcej, niż 30. Idealny wiek, na pewno wie, co to sex. Zimno i do tego pada. Sperma w której chlupocze się teraz mój mózg, nie pozwala myśleć klarownie. Dlatego mój plan jest prosty. Podchodzę, pytam o godzinę, ona odpowiada, a ja pytam czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, jak powie, że tak, to jej mówię że właśnie się zakochałem, jak powie, że nie, to mówię, że też nie wierzyłem dopóki nie zobaczyłem jej.
- Przepraszam, czy wie pani która godzina?
- Nie, nie mam zegarka
Nie tak miała przebiegać ta konwersacja, ale brnę dalej.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Nic, cisza, ale przynajmniej omiotła mnie spojrzeniem
- Ja do tej pory nie wierzyłem, ale kiedy zobaczyłem ciebie, zrozumiałem ze to właśnie przytrafiło się mnie.
Brak reakcji, nawet, nie patrzy na mnie, nie szkodzi nic mnie nie zatrzyma
- A gdybyśmy tak odrzucili na bok wszystkie konwenanse i po prostu, poszli do łóżka. Nigdy jeszcze mi się nie zdążyło spojrzeć na kogoś i po prostu wiedzieć, to ty jesteś tą jedyną, naprawdę.
Nic
- Wiem, że to będzie seks naszego życia
Nic
- Nigdy nie spotkałem nikogo takiego, myślisz, że zdobyłbym sie na to żeby mównic takie rzeczy komuś po prostu przypadkowo napotkanemu na ulicy
Nic
- Masz w sobie to wyjątkową magnetyczną moc, która sprawia, że mówię rzeczy których w żadnych innych okolicznościach bym nie powiedział.
-Proszę, odejdź, bo zacznę krzyczeć.
- Nie mam złych zamiarów, po prostu zakochałem się w tobie.
-Nie mam zegarka proszę, odejść.
Robię krok wyciągając rękę, chce ująć jej dłoń przekonać, dotknąć. Odskakuje gwałtownie do tyłu, wciskając się w róg wiaty w jej oczach widzę strach, panikę. Stąd rzeczywiście nie ma ucieczki, znikąd pomocy. Kompletnie pusta ulica oświetlona co drugą latarnią. Nie chce nikogo straszyć, fala pożądania odpływa na chwilę, nie, nic z tego nie będzie. Cofam się, staje po drugiej stronie wiaty. Jestem teraz trochę bliżej ziemi. Widzę, że zerka na mnie od czasu do czasu. Może jednak, może zrozumiała, że nic jej nie grozi z mojej strony. Usiadła na ławce. Wyciągam papierosy może by poprosić o ogień, może ją poczęstować. Ruszam jeszcze raz w jej kierunku, zrywa się wygląda jak gotowa do ucieczki, boże dziecko gdzie ty chcesz biec w tę noc. To mnie pokonuje. Powoli zaczynam czuć sie jak prawdziwy kretinos. Zapalam papierosa, a chwile później przyjeżdża autobus, przegubowy ikarus, prawie pusty. Biegnie do pierwszych drzwi przy kierowcy, dobra, ja wsiądę ostatnimi. Stoi, z nogą na stopniu nie wsiada, ukradkiem patrząc w moja stronę, więc to jest jej plan, pozbyć się mnie, co myślisz, że będę cię ścigał do drzwi twojego domu. Jedz, dziewczyno, już późno, za pół godziny nocny, poczekam sobie. Zawracam ostentacyjnie i siadam na ławce, a autobus z niedoszłą kochanką znika w perspektywie ulicy o imieniu słynnego mordercy...

19 stycznia 2007

Pojednanie

Siedzi zwinięta w kucki na kanapie. Nie widzę dziś zaciśniętych ust. Ciekawe, czy to magia róż działa z takim opóźnieniem, a może tak jak ja, nie szukam pojednania zaraz następnego dnia, tak i ona, potrzebuje czasu by poczuć się przeproszona. Nie mnie zgłębiać tajniki kobiecych dusz. Siadam obok, obejmując ją ramieniem. Nic. Nie kopie nie gryzie nie wymyśla. Kładzie głowę, i wtula się we mnie. Moja mała biedna dziewczynka. Lepsze to niż diablica miotająca domowymi sprzętami.

Zasypiamy na łyżeczkę, tak lubię, kiedy leży obok mnie naga.

Rano całuje ją w usta, oddaje pocałunek Trwamy w bezruchu, nasze wargi połączone serią delikatnych muśnięć. Ciepły pocałunek przesycony czułością. Czułością? Tylko pozornie jej aktywność działa jak uderzenie młotkiem, fala żądzy bryzga krwią w kierunku członka. Jeszcze uścisk dłoni i wychodzę. Stoi mi do bólu. Staram się uregulować oddech i kulejąc idę w kierunku przystanku tramwajowego..

18 stycznia 2007

Sen

Niezmiernie rzadko coś mi się śni. Chodzę spać późno, dopiero wtedy gdy utrzymanie otwartych powiek jest wysiłkiem zbyt wielkim. Na ogół zasypiam w tej samej chwili w której przyłożę głowę do poduszki. Zamykam oczy, a kiedy po sekundzie je otwieram, jest już rano. Na ogół, bo czasami noce ciągną się w nieskończoność, przeplatane snami pełnymi grozy, strachu i bólu.

A dzisiaj była noc jednego snu. Takiego, co to przychodzi nad samym ranem. Pomiędzy dzwonkami budzika.
Obraz ekranu komputerowego, jedynka przy komentarzu, ucisk w gardle, jak zwykle. Klikam, komentarz wyjątkowo długi, od mojej jedynej stałej czytelniczki, trzy akapity. Czytam i budzę się w dokładnie w tej samej chwili, w której kończę. Prze oczami mam wciąż tekst, ale wszystko, co pamiętam, to tylko początek drugiego zdania: „Obniżasz poziom...’’ Więc to mnie męczy. Takie myśli kłębią się w uśpionym mózgu, pozbawionym kontroli woli.
To zły znak, musze pamiętać, piszę tylko dla siebie.

17 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 1)

A właściwie trzy. Każdy miał 10 minut długości, był w kolorze, ale niemy. Oglądaliśmy je na projektorze, który należał do mnie.

Wszystkie produkcji niemieckiej. Pierwszy, to opowieść w kanonie dwaj faceci i naiwna blondynka. Dwóch arabów, podrywa na ulicy cycatą blondynę. Zapraszają do siebie i częstują winem, najwyraźniej z środkiem nasennym. Kiedy blond piękność zaczyna lać się przez ręce, koledzy zabierają się do roboty. Rzucają śpiące zwłoki na wersalkę, zdzierają ubranie i bez specjalnych ceregieli przystępują się do rzeczy. Ale blondyna najwyraźniej nie jest jeszcze gotowa, potrzebuje zwilżenia. Jeden z amantów robi minetę, natomiast drugi próbuje blondynce wsadzić w usta. Po chwili ten od minety dochodzi do wniosku, że laska jest już nawilżona i zaczyna się ruchańsko. Chłopcy się zmieniają, co kilka chwil, przekręcając śpiące dziewczę we wszystkie strony. Film kończy się jednoczesnym wytryskiem prosto w usta pogrążonej w błogim śnie blondynki. I jest dokładnie taki jak jego krótki opis, beznadziejny. (choć pewnie osoby ze skłonnością do nekrofilii mogą go uznać za atrakcyjny) Film nr 2 to typowy sex grupowy. Mamy przyjęcie, tak pewnie ze trzydzieści osób, w pewnej chwili dwie panie zaczynają się całować (jakież to normalne na dużych przyjęciach). Zaraz zbiera się wokół nich grupka kibiców, panie się trochę zapominają i posuwają nieco dalej niż to by wypadało na przyjęciu. No, oczywiście nikomu to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Widok całujących jakoś bardziej działa na dziewczyny, które zaczynają mizdrzyć się miedzy sobą. Panowie na razie tylko obserwują. A dziewczyny rozkręcają się coraz bardziej. Staniczki, majteczki lecą na bok, a panie wylizują sobie szparki. W końcu i panowie pozbywają się wstydu i widzimy już tylko kłębowisko ciał, gdzie każdy z każdym. Wszystko to podgląda przez dziurkę do klucza lokaj, który spuszcza spodnie i z braku partnerki dogadza sobie sam. W tej samej chwili napatacza się gosposia, no i oczywiście, zaraz jest strasznie ciekawa, co tak podjarało lokaja. Pochyla sie żeby zajrzeć przez dziurkę. Łatwo się domyślić do czego prowadzi takie wypinanie pupy przy napalonym facecie. Film kończy się ogólno - narodowym wytryskiem, a ostatnia scena to twarz pokojówki, która jednym okiem wciąż zerka przez dziurkę do klucza, a drugie zalewa jej dwu - litrowy wytrysk lokaja.
Ten film właśnie cieszył się największym uznaniem, ale mnie najbardziej podobał, się ten trzeci. W scenie pierwszej, widzimy parkę, która usiłuje sie pieprzyć na stole. Usiłuje, bo na pierwszy rzut oka widać, ze im nie idzie. Najpierw on nie może wsadzić, jak już mu się udaje, to paru posunięciach wypada, po prostu żenada. Nagle zgrzytanie klucza w zamku (to sobie dopowiadamy, bo jak mówiłem film niemy) i w drzwiach staje nie kto inny jak ...tata. Widać wraca z roboty, płaszcz, teczka w ręku. Widzi córkę rozkraczona na stole, jeden rzut oka i już wie wszystko. Młodzi sobie nie radzą, trzeba pomóc. Tata zrzuca płaszcz, odsuwa na bok nieudolnego kochanka i zaczyna od podstaw, czyli minety, to jasne ze córuś nie jest wystarczająco podniecona, narzeczony też nie do końca sztywny, ale to w tej chwili taty nie interesuje. Nagle... Co to? Ktoś znowu grzebie kluczem w zamku. Kto to? Nie kto inny jak mama, też wraca z pracy. Mama jak widać nie w ciemię bita, momentalnie domyśla co się dzieje, narzeczony, potrzebuje lekcji dymania, a córce trzeba pokazać, jak się obciąga. Na początek lekcja obciągania połączona z minetą, a później czas na egzaminy. Dla córki test o podwyższonym stopniu trudności, bierze w usta tatę i kochanka jednoczesne i okazuje się niebywale pojętną uczennica. Mama, żeby się nie nudzić wylizuje muszelkę swojego dziecka. Brawo, teraz wszystko idzie bezbłędnie. Kochanek, może zająć się wessaną wciąż w córkę mamą, a córce tak spodobało się obciąganie, że pobawi się jeszcze chwilę ogonkiem taty.
Ostatnia scena: wszyscy razem mama leży na plecach na stole, nad nią klęczy ukochane dziecko z głową między jej nogami. Wszyscy w wspólnym rytmie. Mąż żonę, chłopak swoją dziewczynę, a mama z córką dla dodatkowego kopa wylizują sobie łechtaczki. i tak zostawiamy tą szczęśliwą rodziną, ekran gaśnie, a my przewijamy film jeszcze raz od początku….

***

...Przynajmniej róże, prezentują się elegancko na ławie w salonie...

16 stycznia 2007

***

Chciałem napisać coś mądrego i głębokiego. Ale czym więcej piszę, tym dłużej muszę naciskać delete button.
Postanawiam w drodze do domu kupić bukiet róż, będę przepraszać, za... za to, że jestem ślepy? Że nie rozumiem? Że nie kocham? Na pewno za to, że kłamie.
Zresztą, to bez znaczenia, bo i tak na za późno.

***

Nikt nie chce być sam. Ja nie chcę być sam. Ale to nie jest wcale proste, dzielić swoje życie, ja tego nie potrafię. Być może dla innych to rzecz naturalna, nawet się nie zastanawiają, ale ja, po prostu nie umiem.

15 stycznia 2007

Słoń

Wszystko wróciło do normalności. W sumie to dobrze. Wiem, ze nic mnie nie zaskoczy. Wiem, czego się spodziewać.
Męczy mnie tylko jedno pytanie:, co tu się naprawdę stało? Skąd, taka zmiana? Skąd czułe uściski dłoni, opieranie głowy, na ramieniu i ciepło w głosie, którego nie słyszałem od tak dawna. Czy to ja?, Czy to za moja sprawą? Czy uczyniłem cokolwiek, co sprawiło, że byliśmy znów tak blisko siebie?
Bo jeśli nie, to znaczy, że mogę sobie usiąść na fotelu opierając nogi na stole, odchylić się do tylu i spokojnie czekać, gapiąc się w sufit, na kolejny niewytłumaczalny przypływ uczuć.
Na razie Mam to za sobą, mogę odetchnąć pełną piersią. Nie obawiam się, że coś spieprzę czy popsuje, słoń w składzie porcelany nie przewróci żadnej półki, wszystkie już leżą na ziemi.

14 stycznia 2007

Kłamstwa

Siedzę w kibelku, i na palmtopie dziergam sobie historie o moim pierwszym pornosie. Nie ukrywam, że jestem, co nieco podjarany, jak zawsze, kiedy piszę o świństwach. Goście żrą kaczki (przygotowane własnoręczne, z jabłkami i cynamonem) dzieci rżną na komputerze, mamy tu małe sleep-over party. Czuje się, względnie bezpieczny, ale ze względy na gości zamykam drzwi, a tak mi się przynajmniej wydaje, bo nagle się otwierają i staje w nich ona. Przyszła umyć ręce. Widzi palmtopa, pyta, co robię. Mówię, że nic. Jak zawsze, zanim dobrze się zastanowię już zaczynam kłamać.
- Do kogo tak się stęskniłeś?
- Nie mam nikogo do tęsknienia, gram sobie.
- Tak? A pokaż
Wyciąga rękę, a ja nerwowo kciukiem staram się trafić w właściwy punkt na ekranie, udało się word się zamknął. Palmtop świeci teraz niebieskim ekranem.
- Nie rób za mnie idiotki, widziałam, że coś pisałeś.
- Skarbie, wydawało, ci się, jak się go włącza to na sekundę pokazuje się biały ekran. A ja go właśnie włączyłem
- pisałeś smsa
- No skad
- albo e-maila
- kochanie, to, palmtop nie ma dostępu do internetu
- Bullshit
Faktycznie bullshit, palmtopem można łączyć się z internetem.
Wyciera szybko ręce i wychodzi. Głupia nie jest, to jasne, czuje, że coś ukrywam, tylko nie wie co.
Mijam ją korytarzu, to kiedy się wyprowadzisz?
Przez resztę wieczoru trzyma się jak najdalej, a kiedy żegnamy gości stojąc w progu a ja próbuje ją objąć, jest sztywna jak deska. Znam ten stan. Czuje się oszukiwana, po raz kolejny przekonała się, że nie można mi ufać. Co dalej?
Rozmowa do białego rana, dobrze, że szeptem, obce dzieci przydają się w noc ja ta. Nie pozostaje nic innego jak jeszcze raz wysłuchać historii mej podłości. Czuje, że muszę jej coś dać, cokolwiek, jakiekolwiek racjonalne wytłumaczenie obecności palmtopa w moim ręku. Nie chce jej mówić o blogu. Nie chcę by go czytała, nie chcę by czytał go ktokolwiek, kto mnie zna. Zatraciłby autentycznosć. Zaczołbym pisać zastanawiając się, jak mnie widzą czytający i pewnie pisałbym tak, by widzieli mnie lepszym niż jestem.
- Myślę o napisaniu pamiętnika, Przymierzam się, jeszcze nie zacząłem.
Kupuje to, nie wiem czy wierzy, może po prostu jest już zmęczona, i nie chcę się jej dluzej gadać. Na ranem budzi się nagle,
- Piszesz bloga.
- Nie, nie piszę bloga, myślę o pamiętniku
- Na pewno nie dasz mi go przeczytać
- Dlaczego miałbym nie dać, czy ja mam coś do ukrycia?
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa…

12 stycznia 2007

Mój blog (ciąg dalszy)

To był beznadziejny post. Zapomnijmy o nim jak najszybciej. Są blogi lepsze są blogi gorsze. Powiedzmy, że mój jest na miarę moich możliwości. Mnie nie nudzi. Może jestem jak ten wiejski idiota, co ze śmiechem opowiada każdemu napotkanemu, jak krasula wlazła w pokrzywy. Ja też opowiadam historię na moją miarę, a że tylko ja się przy niej bawię, co poradzić take życie.

Mój blog

To nie mój blog został odkryty dwa dni temu, mój, jest znany jest od dawna.

To dlatego, że pustkę wewnątrz siebie nieświadomie przelewam na papier. Czego się spodziewałem, że mogę to ukryć. Wieje stąd nudą. Tu nie ma treści, proces pisania kończy się na naciśnięciu klawisza. Jestem ja, palce i klawiatura, dalej nic. Słowa zamieniają się w rzędy nieczytelnych znaków. Dokładnie tak jak u bezdomnego z Centralnego. Przecież wiem o tym.

Żałuje, że podpisałem się kiedyś swoim log-inem. Nie wiedziałem, że jest on linkiem do profile, nie zrobiłem tego już na żadnej innej stronie.
(...)
Nie, to nieprawda nie żałuje, suchość w gardle, zawsze kiedy widzę jedynkę przy komentarzu jest tego warta. Niezależnie od treści.
(...)
Jestem rzędami liter, być może czytelnymi tylko dla mnie, a może tak oczywistymi, ze czytać się ich nie chce. Piszę dla siebie, kto chce czytać, czyta. Wartość zdań ciosanych siekierką nie ma znaczenia. Ważny jest sam proces. Pustka z mich piersi spływa przez palce do komputera i zamienia się w słowa. Ale słowa coś znaczą, ułożone w zdania ukazują swoją genezę. Ale ja się tym nie przejmuje, bo pisanie, daje poczucie pozornego wypełnienia, a pozory to dla mnie aż nad to.

Może wierze, że kiedyś usiądę przy komputerze, przeczytam swój blog od początku do końca i w tej plątaninie słów ujrzę siebie, takiego jakim jestem naprawdę i może łudzę sie, że będzie to ktoś inny, ktoś, kogo nie znam i istnienia nie podejrzewam.

Dlatego, tak ważne jest, by nie przedostało się tu, choć jedno słowo kłamstwa.

W drodze do pracy kupuję pączki dla dziewczyn, robię to czasami, czemu akurat dzisiaj? Może jednak tkwi we mnie gdzieś głęboko ukryte pragnienie akceptacji? Eee.. nie oszukujmy się, tkwi i to wcale nie głęboko.

11 stycznia 2007

Świętokradztwo

Nie robiłem tego już od kilku dni. Czy liczę na coś? Czy wydaje mi się, że nagle po prawie dwóch latach znajdę ją w swych ramionach.

Nie idziesz spać? Skąd to pytanie, nie słyszałem go już od bardzo dawna. Nie chce mi się spać, jest jeszcze wcześnie i sam nie wiem, czemu odchodzę od komputera i idę się umyć.
Leży na boku odwrócona plecami. Kładę się tuż przy niej, leżymy idealnie równolegle, z lekko podkurczonymi nogami. Jest taka ciepła. Obejmuje ją. Moja ręka sięga do jej kolana, masuje je delikatni i po jakimś czasie wędruje wyżej z wieloma przystankami, po udzie, przez biodro do pasa. Nie ma majtek, to oczywiście oznacza tylko tyle, że nie ma i okresu. Mimo, że na swojej drodze nie napotykam łokcia, zawracam. Masuje udo, delikatnie pośladek. Leży nieruchomo. Staram się, by moje ruchy były łagodne, równe i leniwe, pełne ciepła i uczuć. Powoli przemieszczam dłoń w różnych kierunkach. Nie posuwam się zbyt nisko w dół brzucha, nie dotykam też sutek, choć co jakiś czas dłoń spoczywa na jej biuście. Koszule ma zadartą. Właściwie jest naga. Poczułbym każde drgnienie skóry na jej ciele, jeżeli by takie było. Może już zasnęła. Wszystko jedno, robię to dla siebie, piersi brzuch, udo, kark. Dotykanie jej, pieszczenie, wodzenie dłonią po skórze tak gładkiej sprawia przyjemność, której nie mam zamiaru sobie odmawiać, tym bardziej, że przylegając do niej czuje, drgnienie każdego z jej mięśni. i wiem że jest rozluźniana, nie ma w niej żadnych z tych odpychających, mówiących, zostaw mnie w spokoju, sztywnień. Stoi mi, Jestem pewien, że go czuje. Naprężam członek kilka razy, układa sie wzdłuż pośladka. Nie przestaje masować jej ciała, wkładając w to całą delikatność, na jaką mnie stać.
Nie mam już wątpliwości mój ochronny mur jest pełen dziur, a ja robię ciągle nowe. Wiem, że działam na swoją szkodę. Powinienem wstać i pójść do salonu, mieć tam fantastyczny orgazm i z zlizując spermę z nasady kciuka, powtórzyć sobie raz jeszcze, jestem sam i nie oczekuje nic, od nikogo.

Samogwałt teraz byłby świętokradztwem.

Jej ciało jest kilka stopni gorętsze od mojego. Nie mógłbym odsunąć się nawet na milimetr, przecież bym zamarzł. Przywieram więc jeszcze mocniej. Poruszyła się? Wcisnęła mocniej we mnie, nie wiem, może mi się wydawało. Jej piersi są tak doskonale okrągłe.

A gdybym tak mocnym silnym ruchem wcisnął jej dłoń między nogi. Podskoczyłaby do góry i pozwiedzała, odbija ci, a ja, obrażony mógłbym odsunąć się na drugi koniec łóżka.

Nie, nie zrobię tego, będę tak leżał przytulony udając, że robię to z czułości i przywiązania, a nie z wyjącej potrzeby seksu.

10 stycznia 2007

Wypełnić pustkę

Zbyt łatwo oddaje się marzeniom. A one zbyt łatwo, wypierają rzeczywistość. Snuje plany, których nigdy, nie spróbuje zrealizować. Widzę się w sytuacjach, w których nie dane mi będzie się znaleźć. Zdaje się, że ostatnio nie stąpam zbyt mocno po ziemi. Sam nie wiem, czy się tym martwić. Bo, czy to aż taka różnica jak się przez to życie przejdzie?
(...)
Wczoraj zostawiła swoją komórkę na ławie w salonie. Zazwyczaj bardzo jej pilnuje.Na ogół tego nie robię respektując jej prywatność, ale że nie jestem wolny od wad rzucam okiem na smsy. Tak bez przekonania, bo wiem, że ma zwyczaj kasować wszystkie natychmiast po przeczytaniu. Ale nie, już nie ma, czyżby wzięła sobie do serca moje słowa. Co tu mamy? Od szefa „Wiele miłości w Nowym Roku” To mają być życzenia od szefa? Może napisał coś jeszcze?, ano napisał, wszystkie z dzisiaj, wygląda to na dłuższą konwersacje smsową, staram się powiązać pytania i odpowiedzi. Nie ma to sensu nie układa się w żadną czułość, jednak je kasuje, zostawiając tylko wybrane. Odkładam komórkę zastanawiając sie co czuje. Nie wiem, jeśli myślę że to zazdrości czuję zazdrość, jeśli myślę, że to obojętność, czuje obojętność. Może po prostu wypełniam pustkę, tym co mi przyjdzie do głowy.

Idę spać. Leży na boku odwrócona plecami. Koszulka się jej zadarła. Nie obciąga jej jak zazwyczaj. Kładę się obok, nie mam nic przeciwko, że i mój t-shirt się podwija. Leżymy na łyżeczke, kiedyś inaczej nie zasypialiśmy. Wtula sie we mnie, Czuje jej gładkość wkładam rękę pod koszulkę, a moją dłoń wypełnia pierś. Nie sztywnieje, nie skacze do góry, czyli możemy spać. Skąd taka zmiana?

A kiedy to ja byłem najbardziej kochającym mężem? Czy nie wtedy, kiedy krzywdziłem ją najbardziej.

9 stycznia 2007

Pabadam

Siedzę sobie przy swoim komputerze, zastanawiając się, czym by się tu się właściwie zająć, a nie ukrywam, że jest przynajmniej kilka spraw które, zaczynają być co najmniej naglące. No i jak zwykle w takich chwilach, zamiast zająć się czymś konkretnym, zaglądam na mój ulubiony blog. W głośnikach Yonderboi – Pabadam (czyli muza zdecydowanie słoneczna i tchnąca optymizmem), i proszę, są ludzie szczęśliwi, jedno proste zdanie "Czy można komuś za mało razy powiedzieć że się go kocha?" rozświetla mrok nad moją głową. Ktoś tam gdzieś jest szczęśliwy, to zawsze rodzaj fenomenu, miłość, pomiędzy dwojgiem ludzi, para odnaleziona pomiędzy miliardami szarych istnień... Robi się błogo i przyjemnie, tak te słowa harmonizują z pabadam płynącym z głośników. Trwa to chwilę, która gaśnie, i znika i właściwie to jest mi znów, smutno, może nawet bardziej niż przedtem. Stało się coś? Posmutniałeś. Pyta mój co-worker, nie nic, odpowiadam, starając nie widzieć jej ciepłego uśmiechu. Naciskam Repeat button, niech mi jeszcze pogra te pachnące szczęściem pabadam. I ja kiedyś, też byłem zakochany....

"Czy można komuś za mało razy powiedzieć że się go kocha?" nie, nie można , a mimo to, ja właśnie tak zrobiłem... i tak tego żałuje...

5 stycznia 2007

Casual Friday

Przynajmniej można oko nacieszyć. Obcisłe dżiny do bioder. Pępki na wierzchu i bluzeczki tak cieniuteńkie. Kontempluje krągłość biustów i jestem dzisiaj w zdecydoeanie dobrym humorze. W czasie lunchu idę do fryzjera, a własciwie pani fryzerki. Zdecydowanie mój typ 170/45. Czuję się teraz bardzo przystojny.

Wczoraj wieczorem usadła na kanapie wyciągneła nogi i oparła stopy na moim udzie. Spytała, co w pracy? W pracy niewiele się ostatnio dzieje, ale opowiedziałem jej historię z przed paru dni, żeby nie mówić, że nic. Śmieje się, chyba szczerze.
- A kiedy przyniesiesz zdjęcie jej dziecka?
- Mówiłem ci 100 razy, nie jest podobne do mnie.
- Dobrze, ale przynieś zdjęcie.
Będe musał pokazać jej te zdjęcia. Obiecuje to już od trzech miesięcy. Nie patrzy na mnie, a jej wzrok ucieka gdzieś w dal. Kładę dłoń na jej stopach, a ona nie chowa ich pod siebie.
I tak sobie siedzimy oglądając telewizje.

4 stycznia 2007

Kiedyś było tak inaczej...

Stoję w kuchni, krojąc chrupiące bułeczki , kiedy staje za mną i obejmuje kładąc twarz na moich plecach. Odwracam się, trwamy tak przez chwile przytuleni w mroku budzącego sie dnia.
Trzymam ją w ramionach, taką ukochaną.

Nie wiem czym zasłużyłem sobie na na ten gest.

W drzwiach całujemy się w usta. To może tylko oznaczać upadek z wyjątkowo wysokiej drabiny.
Zawsze tak jest.

3 stycznia 2007

Lot nad miastem

Czwarta nad ranem budzę się po dwóch godzinie snu. Teraz to mogę tak leżeć do białego rana Nie ma sensu się katować. Wstaje i idę do salonu. Śpię w t-shircie, takim bardziej rozciągniętym. Zdejmuje go i nagi kładę się na kanapie. Pokój rozświetlony jedynie łuną miasta. W ciemności widzę swoja nagość. Ręka wędruje w kierunku brzucha, a potem niżej. Jest zupełnie oklapły. Mimo to obciągam skórkę. Moja dłoń prasowa się w kierunku jąder i pięści je delikatnie. Czuje przypływ miłego ciepła. Czuje jak w okolicach krocza krew zaczyna szybciej krążyć. Jest już wyprostowany, chociaż do pełnego zwodu jeszcze mu daleko. Zostawiam go na chwile w spokoju i koncentruje się na sutkach. Skubie je delikatnie, twardnieją, teraz można je ściskać między palcami, jednocześnie pociągając do góry. Przez ciało przechodzi mrowienie. Skóra staję się bardziej wrażliwa na dotyk. Masuje teraz piersi i brzuch otwartymi dłońmi. Wracam z powrotem na krocza, członek jest teraz znacznie twardszy i większy, ale to wciąż nie to. Obejmuje go dłonią i wykonuje kilka ruchów. Nie zaniedbuje też sutków. Moje ciało mimowolnie pręży się i wygina, jest przyjemnie. Nawet bardzo. Rozkraczam się, ułatwiając sobie dostęp do jajek. Podniecenie rośnie teraz lawinowo, Ruchy mojej dłoni stają się szybsze. Czuje fale rozkoszy przeszywające mnie od pośladków, placów, ramion w kierunku członka. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu. Nie spieszę się, jest zbyt przyjemnie nie ma się gdzie spieszyć. Pośpiech tylko skraca przyjemność. Ruchy mojej dłoń stają się nieregularne, kilka szybszych, a kiedy napięcie podskakuje zbyt gwałtownie, zwalniam a podniecenie opada, stabilizuje się a wtedy znów od początku. Napięcie nigdy nie opada do poziomu wyjściowego nie pozwalam na to, dzięki temu z każdą chwilą jestem bardziej podniecony. Przypomina to wspinanie się po schodach. Mój członek jest wielki i napęczniały ujmuje go u nasady i wymachuje na lewo i prawo jak maczugą.
Wielka marchewa, nie będzie już większa. Czas kończyć te zabawę. Teraz narzucam sobie naprawdę szybkie tempo. Czuje, że wytrysk jest tuż, tuż. Uwaga, zaraz chluśnie. W ostatniej chwili zwalniam, orgazm odpływa na sekundę, a ja natychmiast przywołuje go z powrotem, i tak wiele razy, moja ręka porusza się z szybkością światła, Teraz jestem już za daleko, nawet gdybym chciał przerwać, to niemożliwe, nie jestem już panem swojej woli. Fale gorąca przypływają i odpływają, moje biodra prężą się do góry. Rozkosz ekstaza to one są tym światłem na końcu tunelu, z ust wyrywa się cichy jęk, a fala ciepła oblewa moja rękę I brzuch. Leże jeszcze dłuższa chwile, oddech wyrównuje się.
Wstaje i wychodzę na balkon, jest naprawdę zimno, oto ja nagi ponad miastem, spełniony, nie potrzebuje uczuć, ciepła, miłości, zrozumienia, wszystko to mogę dąć sobie sam. Wyciągam ręce i szybuje, mając u stop świat.


2 stycznia 2007

Przesądy

Może powodzenie w następnym roku rzeczywiście jest uzależnione od ilości wypitego alkoholu. Słyszałem już wcześniej taką teorię. Hmm, kiedy to ja obudziłem się z kacem gigantem? Nie pamiętam. Moje kace jakoś się nie zbiegają z sylwestrem. Z drugiej strony czy ja mogę narzekać? Czy tak naprawdę mam do tego prawo? Los obchodził się za mną raczej łaskawie. Z moją osobowością powinienem zostać uzależnionym od alkoholu grajkiem rock&rollowym, wydającym płyty w nakładzie 10 egzemplarzy, którego muzyką ekscytują się jedynie koledzy z zespołu. Tymczasem wszystko, układa się tak pomyślnie, przynajmniej od strony materialnej. Często wręcz na przekór mnie i moim głupim decyzjom. Czego by to dowodziło, albo, że, ja jestem osobnikiem wybranym, albo wręcz przeciwnie, wszystko kwestą przypadku.

A może każdy na swój osobisty zestaw przesądów, które stosują się tylko do niego. A niektórzy, ci zaprzeczający wszelkim nieracjonalnym teoriom przyczynowo skutkowym po prostu nie mają żadnego i przechodzą przez życie ot tak sobie.