22 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 2)

Skrzyżowanie Marchlewskiego i Świerczeskiego, nazwy ulic nie istniejące od wielu lat. Jestem podjarany do granic możliwości, ledwo idę, moja nabrzmiała pała sprawia mi fizyczny ból, wlokę się. Gdybym na swojej drodze spotkał kogokolwiek, nie wyłączając 80 letniej staruszki, nie obeszło by się bez gwałtu. W końcu docieram do przystanku.Powinienem złapać jeszcze ostatni autobus. Dookoła żywego ducha. Może, już za późno, chociaż nie, pod przystankiem czeka ktoś jeszcze. Kobieta!!! Ładna, zgrabna, nie ma więcej, niż 30. Idealny wiek, na pewno wie, co to sex. Zimno i do tego pada. Sperma w której chlupocze się teraz mój mózg, nie pozwala myśleć klarownie. Dlatego mój plan jest prosty. Podchodzę, pytam o godzinę, ona odpowiada, a ja pytam czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, jak powie, że tak, to jej mówię że właśnie się zakochałem, jak powie, że nie, to mówię, że też nie wierzyłem dopóki nie zobaczyłem jej.
- Przepraszam, czy wie pani która godzina?
- Nie, nie mam zegarka
Nie tak miała przebiegać ta konwersacja, ale brnę dalej.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Nic, cisza, ale przynajmniej omiotła mnie spojrzeniem
- Ja do tej pory nie wierzyłem, ale kiedy zobaczyłem ciebie, zrozumiałem ze to właśnie przytrafiło się mnie.
Brak reakcji, nawet, nie patrzy na mnie, nie szkodzi nic mnie nie zatrzyma
- A gdybyśmy tak odrzucili na bok wszystkie konwenanse i po prostu, poszli do łóżka. Nigdy jeszcze mi się nie zdążyło spojrzeć na kogoś i po prostu wiedzieć, to ty jesteś tą jedyną, naprawdę.
Nic
- Wiem, że to będzie seks naszego życia
Nic
- Nigdy nie spotkałem nikogo takiego, myślisz, że zdobyłbym sie na to żeby mównic takie rzeczy komuś po prostu przypadkowo napotkanemu na ulicy
Nic
- Masz w sobie to wyjątkową magnetyczną moc, która sprawia, że mówię rzeczy których w żadnych innych okolicznościach bym nie powiedział.
-Proszę, odejdź, bo zacznę krzyczeć.
- Nie mam złych zamiarów, po prostu zakochałem się w tobie.
-Nie mam zegarka proszę, odejść.
Robię krok wyciągając rękę, chce ująć jej dłoń przekonać, dotknąć. Odskakuje gwałtownie do tyłu, wciskając się w róg wiaty w jej oczach widzę strach, panikę. Stąd rzeczywiście nie ma ucieczki, znikąd pomocy. Kompletnie pusta ulica oświetlona co drugą latarnią. Nie chce nikogo straszyć, fala pożądania odpływa na chwilę, nie, nic z tego nie będzie. Cofam się, staje po drugiej stronie wiaty. Jestem teraz trochę bliżej ziemi. Widzę, że zerka na mnie od czasu do czasu. Może jednak, może zrozumiała, że nic jej nie grozi z mojej strony. Usiadła na ławce. Wyciągam papierosy może by poprosić o ogień, może ją poczęstować. Ruszam jeszcze raz w jej kierunku, zrywa się wygląda jak gotowa do ucieczki, boże dziecko gdzie ty chcesz biec w tę noc. To mnie pokonuje. Powoli zaczynam czuć sie jak prawdziwy kretinos. Zapalam papierosa, a chwile później przyjeżdża autobus, przegubowy ikarus, prawie pusty. Biegnie do pierwszych drzwi przy kierowcy, dobra, ja wsiądę ostatnimi. Stoi, z nogą na stopniu nie wsiada, ukradkiem patrząc w moja stronę, więc to jest jej plan, pozbyć się mnie, co myślisz, że będę cię ścigał do drzwi twojego domu. Jedz, dziewczyno, już późno, za pół godziny nocny, poczekam sobie. Zawracam ostentacyjnie i siadam na ławce, a autobus z niedoszłą kochanką znika w perspektywie ulicy o imieniu słynnego mordercy...

Brak komentarzy: