15 stycznia 2007

Słoń

Wszystko wróciło do normalności. W sumie to dobrze. Wiem, ze nic mnie nie zaskoczy. Wiem, czego się spodziewać.
Męczy mnie tylko jedno pytanie:, co tu się naprawdę stało? Skąd, taka zmiana? Skąd czułe uściski dłoni, opieranie głowy, na ramieniu i ciepło w głosie, którego nie słyszałem od tak dawna. Czy to ja?, Czy to za moja sprawą? Czy uczyniłem cokolwiek, co sprawiło, że byliśmy znów tak blisko siebie?
Bo jeśli nie, to znaczy, że mogę sobie usiąść na fotelu opierając nogi na stole, odchylić się do tylu i spokojnie czekać, gapiąc się w sufit, na kolejny niewytłumaczalny przypływ uczuć.
Na razie Mam to za sobą, mogę odetchnąć pełną piersią. Nie obawiam się, że coś spieprzę czy popsuje, słoń w składzie porcelany nie przewróci żadnej półki, wszystkie już leżą na ziemi.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Nie trzeba było się bać - to nie była czułość tylko poczucie winy, że zrobiłam to, co kazałeś mi zrobić...