24 stycznia 2007

Plany & De-Phazz

Zacząłem pisać o mojej pierwszej miłości, nie myślałem, że moja pamięć jest aż tak dokładna. Może to dobrze, bo nic nie musze sobie dopowiadać, ale z drugiej strony, te wspomnienia są zbyt wyraźne, zbyt rzeczywiste, a przede wszystkim mnie do niczego nie potrzebne. Sam nie jestem pewien, dlaczego brnę w to dalej, ale skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. Wygrzebałem trochę starych zdjęć, nie znalazłem ani jednego z nią. Za to jest jedno jedyne moje zdjęcie znad jeziora, w którym staliśmy w blasku księżyca z Pięknością Średniowiecza, zrobił je Piotrek aparatem smiena (tak się chyba nazywał) wkleję je tam gdzie jego miejsce (jestem pewien że to jedyne istniejące, więc nie ma ryzyka). A na najwyższej półce, “tomik” poezji Roberta. Ten ostatni ocalały o który pytał pięć czy sześć lat temu. Mam pomysł co z nim zrobić. Jestem mu to winien. Jestem winien mu coś jeszcze i to też zrobię, kiedyś.

Co-worker przyniosła jakiś czas temu płytkę De- Phazz (detunized gravity). Grała sobie kilka dni na naszym biurowym bumboxie i myślałem, że jest kompletnie do bani, nudna i płytka i nie wiem czemu, zrobiłem kopię i w domu dopiero usłyszałem w niej muzykę i słucham jej hipnotycznie już kolejny dzień i przestać nie mogę.

Brak komentarzy: