25 stycznia 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 1

Stoimy z Piotrkiem, za rogiem sali gimnastycznej. Jest zimno i pada deszcz. Nie wygląda to jak wiosna. Jest prawie ciemno, nikt nie lubi chodzić do szkoły na drugą zmianę, choć puste korytarze mają swój urok. Palimy jednego papierosa zaciągając się na na przemian. Zatrzymujemy dym w płucach możliwie jak najdłużej. Poziom nikotyny we krwi musi pozostać niezmieniony do końca matmy. Piotrek zadeptuje papierosa w mokrej ziemi i ruszamy w kierunku wejścia. Jeszcze ktoś idzie od strony szkolnej bramy. Nasz perkusista. Nie jest sam.
- Cześć, nie wybierasz się do szkoły
- Choć do środka nie będziemy to gadać na deszczu.
- Pożyczcie dychę brakuje nam na kino
Nam? Stoimy w pustym holu naszej szkoły oświetlonym zimnym światłem świetlówek. Ściąga kaptur, drobna blondynka, głowę niższa odemnie. Wygląda na zakłopotaną. Włosy krótko obcięte, jasne brwi. Zastanawiam się, co jest w tej twarzy, że tak przyciąga wzrok. Patrzy na mnie, odwracam spojrzenie, chyba się zagapiłem. Piotrek wypytuje, czemu nie przychodzi na próby, rzucam na nią okiem, nie ciągle patrzy się w moją stronę. On pyta
- Znacie się już.
- Nie.
Wyciąga rękę w moim kierunku, ma drobne dłonie o długich palcach.
On ją obejmuje, mogę się jej jeszcze raz przyjrzeć. Ładna, ludzie to mają szczęście. Ma w sobie coś magnetycznego, zdarzają się takie dziewczyny. Ciekawe gdzie on ją poznał? W tej puchowej kurtce wygląda jak błękitny balon. Nie wiem czemu, ale myślę, że musi być straszne szczupła. Ma takie delikatne rysy, wszystko jest w niej doskonale proporcjonalne. Znów patrzę na nią o sekundę za długo, przechwyciła moje spojrzenie, a ja spuszczam powieki.
Słyszymy dzwonek, Piotrek wygrzebuje z kieszeni kilka dwójek i wsypuje w jego dłoń. Ja nie mam grosza.
Trzeba lecieć na lekcje.

Brak komentarzy: