19 stycznia 2007

Pojednanie

Siedzi zwinięta w kucki na kanapie. Nie widzę dziś zaciśniętych ust. Ciekawe, czy to magia róż działa z takim opóźnieniem, a może tak jak ja, nie szukam pojednania zaraz następnego dnia, tak i ona, potrzebuje czasu by poczuć się przeproszona. Nie mnie zgłębiać tajniki kobiecych dusz. Siadam obok, obejmując ją ramieniem. Nic. Nie kopie nie gryzie nie wymyśla. Kładzie głowę, i wtula się we mnie. Moja mała biedna dziewczynka. Lepsze to niż diablica miotająca domowymi sprzętami.

Zasypiamy na łyżeczkę, tak lubię, kiedy leży obok mnie naga.

Rano całuje ją w usta, oddaje pocałunek Trwamy w bezruchu, nasze wargi połączone serią delikatnych muśnięć. Ciepły pocałunek przesycony czułością. Czułością? Tylko pozornie jej aktywność działa jak uderzenie młotkiem, fala żądzy bryzga krwią w kierunku członka. Jeszcze uścisk dłoni i wychodzę. Stoi mi do bólu. Staram się uregulować oddech i kulejąc idę w kierunku przystanku tramwajowego..

Brak komentarzy: