26 stycznia 2007

Ferie

Od jutra ferie, jedziemy na dwa tygodnie. Obiecałem jej nie brać laptopa, twierdzi że mam problem, bo za dużo czasu spędzam w internecie. Nic nie mówiła o palmtopie, wiec nie ma powodu, żeby nie wylądował w mojej kieszeni. Pisać na pewno nie będę. Póki co mam dość kiblowej konspiracji . Na pewno będę czytał, ciekawości nic nie zabije. Przyzwyczaiłem się już, że poranna kawa to czas na myślenie i moment kiedy to krystalizuje się temat następnego postu. Wczoraj rano leżąc na salonowej kanapie, niemym świadku mych uniesień, złapałem się na robieniu pamięciowych notatek z przechodzonego właśnie orgazmu. Czy to już choroba, czy tylko takie tam sobie fanaberie?

Tak czy inaczej za dwa tygodnie jestem z powrotem.

25 stycznia 2007

Mój pierwszy raz (z kobietą) cz 1

Stoimy z Piotrkiem, za rogiem sali gimnastycznej. Jest zimno i pada deszcz. Nie wygląda to jak wiosna. Jest prawie ciemno, nikt nie lubi chodzić do szkoły na drugą zmianę, choć puste korytarze mają swój urok. Palimy jednego papierosa zaciągając się na na przemian. Zatrzymujemy dym w płucach możliwie jak najdłużej. Poziom nikotyny we krwi musi pozostać niezmieniony do końca matmy. Piotrek zadeptuje papierosa w mokrej ziemi i ruszamy w kierunku wejścia. Jeszcze ktoś idzie od strony szkolnej bramy. Nasz perkusista. Nie jest sam.
- Cześć, nie wybierasz się do szkoły
- Choć do środka nie będziemy to gadać na deszczu.
- Pożyczcie dychę brakuje nam na kino
Nam? Stoimy w pustym holu naszej szkoły oświetlonym zimnym światłem świetlówek. Ściąga kaptur, drobna blondynka, głowę niższa odemnie. Wygląda na zakłopotaną. Włosy krótko obcięte, jasne brwi. Zastanawiam się, co jest w tej twarzy, że tak przyciąga wzrok. Patrzy na mnie, odwracam spojrzenie, chyba się zagapiłem. Piotrek wypytuje, czemu nie przychodzi na próby, rzucam na nią okiem, nie ciągle patrzy się w moją stronę. On pyta
- Znacie się już.
- Nie.
Wyciąga rękę w moim kierunku, ma drobne dłonie o długich palcach.
On ją obejmuje, mogę się jej jeszcze raz przyjrzeć. Ładna, ludzie to mają szczęście. Ma w sobie coś magnetycznego, zdarzają się takie dziewczyny. Ciekawe gdzie on ją poznał? W tej puchowej kurtce wygląda jak błękitny balon. Nie wiem czemu, ale myślę, że musi być straszne szczupła. Ma takie delikatne rysy, wszystko jest w niej doskonale proporcjonalne. Znów patrzę na nią o sekundę za długo, przechwyciła moje spojrzenie, a ja spuszczam powieki.
Słyszymy dzwonek, Piotrek wygrzebuje z kieszeni kilka dwójek i wsypuje w jego dłoń. Ja nie mam grosza.
Trzeba lecieć na lekcje.

24 stycznia 2007

Plany & De-Phazz

Zacząłem pisać o mojej pierwszej miłości, nie myślałem, że moja pamięć jest aż tak dokładna. Może to dobrze, bo nic nie musze sobie dopowiadać, ale z drugiej strony, te wspomnienia są zbyt wyraźne, zbyt rzeczywiste, a przede wszystkim mnie do niczego nie potrzebne. Sam nie jestem pewien, dlaczego brnę w to dalej, ale skoro powiedziało się A to trzeba powiedzieć i B. Wygrzebałem trochę starych zdjęć, nie znalazłem ani jednego z nią. Za to jest jedno jedyne moje zdjęcie znad jeziora, w którym staliśmy w blasku księżyca z Pięknością Średniowiecza, zrobił je Piotrek aparatem smiena (tak się chyba nazywał) wkleję je tam gdzie jego miejsce (jestem pewien że to jedyne istniejące, więc nie ma ryzyka). A na najwyższej półce, “tomik” poezji Roberta. Ten ostatni ocalały o który pytał pięć czy sześć lat temu. Mam pomysł co z nim zrobić. Jestem mu to winien. Jestem winien mu coś jeszcze i to też zrobię, kiedyś.

Co-worker przyniosła jakiś czas temu płytkę De- Phazz (detunized gravity). Grała sobie kilka dni na naszym biurowym bumboxie i myślałem, że jest kompletnie do bani, nudna i płytka i nie wiem czemu, zrobiłem kopię i w domu dopiero usłyszałem w niej muzykę i słucham jej hipnotycznie już kolejny dzień i przestać nie mogę.

23 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 3)

Może dwa tygodnie później, jadę autobusem wypchanym do granic możliwości. Dzień jest wiosenny, gorący. Ludzie jakby niepewni w co się ubrać, pocą się niemiłosiernie.
Ikarus dojeżdża do Placu Dzierżyńskiego, mam dosyć tego tłoku i smordu spoconych ciał. Poczekam, stąd mam już kilka autobusow do wyboru. Stoję na schodku, będę musial wysiąść tak czy inaczej. Ludzie wylewają się rzeką, ja staje sobie zboczku. Mnie się nie spieszy. Teraz kolej na wsiadajacych. Fala cofa się w przeciwną stronę. Gdzieś z tyłu słyszę "cześć". Miły nieznajomy głos, nie to nie do mnie. Mimo to ogladam się, "poznajesz mnie?" tak poznaje. Niedoszła ofiara gwałtu. W blasku słońca jest ładniejsza niż w mroku deszczowej zimnej nocy. Ładniejsza, , z tych o anielskim spojrzeniu, ma te oczy w ktorych można się zapaść zatracić i nigdy nie chcieć patrzeć w żadne inne. Spogląda na mnie wyczekujaco jakby niepewna czy ją pamiętam. Jasne, że cię poznaje, odpowiadam. Ludzie za moimi plecami upychają się w syczących sprężonym powietrzem drzwiach autobusu.
- Muszę lecieć, cześć.
Mówię i rzucam się w zamykajace się z sykiem drzwi, wykręcam głowę, jak daleko mogę i kątem oka widzę ją na pustym już prawie przystanku. Patrzy w moim kierunku, a ja zupelnie nie żałuje, że nie mogę dostrzec wyrazu jej twarzy.

Zdjęcie

Nie widać, że ssie palce. Można myśleć, że jak w co drugim akapicie, pokazujesz jezyk.

22 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 2)

Skrzyżowanie Marchlewskiego i Świerczeskiego, nazwy ulic nie istniejące od wielu lat. Jestem podjarany do granic możliwości, ledwo idę, moja nabrzmiała pała sprawia mi fizyczny ból, wlokę się. Gdybym na swojej drodze spotkał kogokolwiek, nie wyłączając 80 letniej staruszki, nie obeszło by się bez gwałtu. W końcu docieram do przystanku.Powinienem złapać jeszcze ostatni autobus. Dookoła żywego ducha. Może, już za późno, chociaż nie, pod przystankiem czeka ktoś jeszcze. Kobieta!!! Ładna, zgrabna, nie ma więcej, niż 30. Idealny wiek, na pewno wie, co to sex. Zimno i do tego pada. Sperma w której chlupocze się teraz mój mózg, nie pozwala myśleć klarownie. Dlatego mój plan jest prosty. Podchodzę, pytam o godzinę, ona odpowiada, a ja pytam czy wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, jak powie, że tak, to jej mówię że właśnie się zakochałem, jak powie, że nie, to mówię, że też nie wierzyłem dopóki nie zobaczyłem jej.
- Przepraszam, czy wie pani która godzina?
- Nie, nie mam zegarka
Nie tak miała przebiegać ta konwersacja, ale brnę dalej.
- Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia?
Nic, cisza, ale przynajmniej omiotła mnie spojrzeniem
- Ja do tej pory nie wierzyłem, ale kiedy zobaczyłem ciebie, zrozumiałem ze to właśnie przytrafiło się mnie.
Brak reakcji, nawet, nie patrzy na mnie, nie szkodzi nic mnie nie zatrzyma
- A gdybyśmy tak odrzucili na bok wszystkie konwenanse i po prostu, poszli do łóżka. Nigdy jeszcze mi się nie zdążyło spojrzeć na kogoś i po prostu wiedzieć, to ty jesteś tą jedyną, naprawdę.
Nic
- Wiem, że to będzie seks naszego życia
Nic
- Nigdy nie spotkałem nikogo takiego, myślisz, że zdobyłbym sie na to żeby mównic takie rzeczy komuś po prostu przypadkowo napotkanemu na ulicy
Nic
- Masz w sobie to wyjątkową magnetyczną moc, która sprawia, że mówię rzeczy których w żadnych innych okolicznościach bym nie powiedział.
-Proszę, odejdź, bo zacznę krzyczeć.
- Nie mam złych zamiarów, po prostu zakochałem się w tobie.
-Nie mam zegarka proszę, odejść.
Robię krok wyciągając rękę, chce ująć jej dłoń przekonać, dotknąć. Odskakuje gwałtownie do tyłu, wciskając się w róg wiaty w jej oczach widzę strach, panikę. Stąd rzeczywiście nie ma ucieczki, znikąd pomocy. Kompletnie pusta ulica oświetlona co drugą latarnią. Nie chce nikogo straszyć, fala pożądania odpływa na chwilę, nie, nic z tego nie będzie. Cofam się, staje po drugiej stronie wiaty. Jestem teraz trochę bliżej ziemi. Widzę, że zerka na mnie od czasu do czasu. Może jednak, może zrozumiała, że nic jej nie grozi z mojej strony. Usiadła na ławce. Wyciągam papierosy może by poprosić o ogień, może ją poczęstować. Ruszam jeszcze raz w jej kierunku, zrywa się wygląda jak gotowa do ucieczki, boże dziecko gdzie ty chcesz biec w tę noc. To mnie pokonuje. Powoli zaczynam czuć sie jak prawdziwy kretinos. Zapalam papierosa, a chwile później przyjeżdża autobus, przegubowy ikarus, prawie pusty. Biegnie do pierwszych drzwi przy kierowcy, dobra, ja wsiądę ostatnimi. Stoi, z nogą na stopniu nie wsiada, ukradkiem patrząc w moja stronę, więc to jest jej plan, pozbyć się mnie, co myślisz, że będę cię ścigał do drzwi twojego domu. Jedz, dziewczyno, już późno, za pół godziny nocny, poczekam sobie. Zawracam ostentacyjnie i siadam na ławce, a autobus z niedoszłą kochanką znika w perspektywie ulicy o imieniu słynnego mordercy...

19 stycznia 2007

Pojednanie

Siedzi zwinięta w kucki na kanapie. Nie widzę dziś zaciśniętych ust. Ciekawe, czy to magia róż działa z takim opóźnieniem, a może tak jak ja, nie szukam pojednania zaraz następnego dnia, tak i ona, potrzebuje czasu by poczuć się przeproszona. Nie mnie zgłębiać tajniki kobiecych dusz. Siadam obok, obejmując ją ramieniem. Nic. Nie kopie nie gryzie nie wymyśla. Kładzie głowę, i wtula się we mnie. Moja mała biedna dziewczynka. Lepsze to niż diablica miotająca domowymi sprzętami.

Zasypiamy na łyżeczkę, tak lubię, kiedy leży obok mnie naga.

Rano całuje ją w usta, oddaje pocałunek Trwamy w bezruchu, nasze wargi połączone serią delikatnych muśnięć. Ciepły pocałunek przesycony czułością. Czułością? Tylko pozornie jej aktywność działa jak uderzenie młotkiem, fala żądzy bryzga krwią w kierunku członka. Jeszcze uścisk dłoni i wychodzę. Stoi mi do bólu. Staram się uregulować oddech i kulejąc idę w kierunku przystanku tramwajowego..

18 stycznia 2007

Sen

Niezmiernie rzadko coś mi się śni. Chodzę spać późno, dopiero wtedy gdy utrzymanie otwartych powiek jest wysiłkiem zbyt wielkim. Na ogół zasypiam w tej samej chwili w której przyłożę głowę do poduszki. Zamykam oczy, a kiedy po sekundzie je otwieram, jest już rano. Na ogół, bo czasami noce ciągną się w nieskończoność, przeplatane snami pełnymi grozy, strachu i bólu.

A dzisiaj była noc jednego snu. Takiego, co to przychodzi nad samym ranem. Pomiędzy dzwonkami budzika.
Obraz ekranu komputerowego, jedynka przy komentarzu, ucisk w gardle, jak zwykle. Klikam, komentarz wyjątkowo długi, od mojej jedynej stałej czytelniczki, trzy akapity. Czytam i budzę się w dokładnie w tej samej chwili, w której kończę. Prze oczami mam wciąż tekst, ale wszystko, co pamiętam, to tylko początek drugiego zdania: „Obniżasz poziom...’’ Więc to mnie męczy. Takie myśli kłębią się w uśpionym mózgu, pozbawionym kontroli woli.
To zły znak, musze pamiętać, piszę tylko dla siebie.

17 stycznia 2007

Mój pierwszy pornos (cz. 1)

A właściwie trzy. Każdy miał 10 minut długości, był w kolorze, ale niemy. Oglądaliśmy je na projektorze, który należał do mnie.

Wszystkie produkcji niemieckiej. Pierwszy, to opowieść w kanonie dwaj faceci i naiwna blondynka. Dwóch arabów, podrywa na ulicy cycatą blondynę. Zapraszają do siebie i częstują winem, najwyraźniej z środkiem nasennym. Kiedy blond piękność zaczyna lać się przez ręce, koledzy zabierają się do roboty. Rzucają śpiące zwłoki na wersalkę, zdzierają ubranie i bez specjalnych ceregieli przystępują się do rzeczy. Ale blondyna najwyraźniej nie jest jeszcze gotowa, potrzebuje zwilżenia. Jeden z amantów robi minetę, natomiast drugi próbuje blondynce wsadzić w usta. Po chwili ten od minety dochodzi do wniosku, że laska jest już nawilżona i zaczyna się ruchańsko. Chłopcy się zmieniają, co kilka chwil, przekręcając śpiące dziewczę we wszystkie strony. Film kończy się jednoczesnym wytryskiem prosto w usta pogrążonej w błogim śnie blondynki. I jest dokładnie taki jak jego krótki opis, beznadziejny. (choć pewnie osoby ze skłonnością do nekrofilii mogą go uznać za atrakcyjny) Film nr 2 to typowy sex grupowy. Mamy przyjęcie, tak pewnie ze trzydzieści osób, w pewnej chwili dwie panie zaczynają się całować (jakież to normalne na dużych przyjęciach). Zaraz zbiera się wokół nich grupka kibiców, panie się trochę zapominają i posuwają nieco dalej niż to by wypadało na przyjęciu. No, oczywiście nikomu to nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie. Widok całujących jakoś bardziej działa na dziewczyny, które zaczynają mizdrzyć się miedzy sobą. Panowie na razie tylko obserwują. A dziewczyny rozkręcają się coraz bardziej. Staniczki, majteczki lecą na bok, a panie wylizują sobie szparki. W końcu i panowie pozbywają się wstydu i widzimy już tylko kłębowisko ciał, gdzie każdy z każdym. Wszystko to podgląda przez dziurkę do klucza lokaj, który spuszcza spodnie i z braku partnerki dogadza sobie sam. W tej samej chwili napatacza się gosposia, no i oczywiście, zaraz jest strasznie ciekawa, co tak podjarało lokaja. Pochyla sie żeby zajrzeć przez dziurkę. Łatwo się domyślić do czego prowadzi takie wypinanie pupy przy napalonym facecie. Film kończy się ogólno - narodowym wytryskiem, a ostatnia scena to twarz pokojówki, która jednym okiem wciąż zerka przez dziurkę do klucza, a drugie zalewa jej dwu - litrowy wytrysk lokaja.
Ten film właśnie cieszył się największym uznaniem, ale mnie najbardziej podobał, się ten trzeci. W scenie pierwszej, widzimy parkę, która usiłuje sie pieprzyć na stole. Usiłuje, bo na pierwszy rzut oka widać, ze im nie idzie. Najpierw on nie może wsadzić, jak już mu się udaje, to paru posunięciach wypada, po prostu żenada. Nagle zgrzytanie klucza w zamku (to sobie dopowiadamy, bo jak mówiłem film niemy) i w drzwiach staje nie kto inny jak ...tata. Widać wraca z roboty, płaszcz, teczka w ręku. Widzi córkę rozkraczona na stole, jeden rzut oka i już wie wszystko. Młodzi sobie nie radzą, trzeba pomóc. Tata zrzuca płaszcz, odsuwa na bok nieudolnego kochanka i zaczyna od podstaw, czyli minety, to jasne ze córuś nie jest wystarczająco podniecona, narzeczony też nie do końca sztywny, ale to w tej chwili taty nie interesuje. Nagle... Co to? Ktoś znowu grzebie kluczem w zamku. Kto to? Nie kto inny jak mama, też wraca z pracy. Mama jak widać nie w ciemię bita, momentalnie domyśla co się dzieje, narzeczony, potrzebuje lekcji dymania, a córce trzeba pokazać, jak się obciąga. Na początek lekcja obciągania połączona z minetą, a później czas na egzaminy. Dla córki test o podwyższonym stopniu trudności, bierze w usta tatę i kochanka jednoczesne i okazuje się niebywale pojętną uczennica. Mama, żeby się nie nudzić wylizuje muszelkę swojego dziecka. Brawo, teraz wszystko idzie bezbłędnie. Kochanek, może zająć się wessaną wciąż w córkę mamą, a córce tak spodobało się obciąganie, że pobawi się jeszcze chwilę ogonkiem taty.
Ostatnia scena: wszyscy razem mama leży na plecach na stole, nad nią klęczy ukochane dziecko z głową między jej nogami. Wszyscy w wspólnym rytmie. Mąż żonę, chłopak swoją dziewczynę, a mama z córką dla dodatkowego kopa wylizują sobie łechtaczki. i tak zostawiamy tą szczęśliwą rodziną, ekran gaśnie, a my przewijamy film jeszcze raz od początku….

***

...Przynajmniej róże, prezentują się elegancko na ławie w salonie...

16 stycznia 2007

***

Chciałem napisać coś mądrego i głębokiego. Ale czym więcej piszę, tym dłużej muszę naciskać delete button.
Postanawiam w drodze do domu kupić bukiet róż, będę przepraszać, za... za to, że jestem ślepy? Że nie rozumiem? Że nie kocham? Na pewno za to, że kłamie.
Zresztą, to bez znaczenia, bo i tak na za późno.

***

Nikt nie chce być sam. Ja nie chcę być sam. Ale to nie jest wcale proste, dzielić swoje życie, ja tego nie potrafię. Być może dla innych to rzecz naturalna, nawet się nie zastanawiają, ale ja, po prostu nie umiem.

15 stycznia 2007

Słoń

Wszystko wróciło do normalności. W sumie to dobrze. Wiem, ze nic mnie nie zaskoczy. Wiem, czego się spodziewać.
Męczy mnie tylko jedno pytanie:, co tu się naprawdę stało? Skąd, taka zmiana? Skąd czułe uściski dłoni, opieranie głowy, na ramieniu i ciepło w głosie, którego nie słyszałem od tak dawna. Czy to ja?, Czy to za moja sprawą? Czy uczyniłem cokolwiek, co sprawiło, że byliśmy znów tak blisko siebie?
Bo jeśli nie, to znaczy, że mogę sobie usiąść na fotelu opierając nogi na stole, odchylić się do tylu i spokojnie czekać, gapiąc się w sufit, na kolejny niewytłumaczalny przypływ uczuć.
Na razie Mam to za sobą, mogę odetchnąć pełną piersią. Nie obawiam się, że coś spieprzę czy popsuje, słoń w składzie porcelany nie przewróci żadnej półki, wszystkie już leżą na ziemi.

14 stycznia 2007

Kłamstwa

Siedzę w kibelku, i na palmtopie dziergam sobie historie o moim pierwszym pornosie. Nie ukrywam, że jestem, co nieco podjarany, jak zawsze, kiedy piszę o świństwach. Goście żrą kaczki (przygotowane własnoręczne, z jabłkami i cynamonem) dzieci rżną na komputerze, mamy tu małe sleep-over party. Czuje się, względnie bezpieczny, ale ze względy na gości zamykam drzwi, a tak mi się przynajmniej wydaje, bo nagle się otwierają i staje w nich ona. Przyszła umyć ręce. Widzi palmtopa, pyta, co robię. Mówię, że nic. Jak zawsze, zanim dobrze się zastanowię już zaczynam kłamać.
- Do kogo tak się stęskniłeś?
- Nie mam nikogo do tęsknienia, gram sobie.
- Tak? A pokaż
Wyciąga rękę, a ja nerwowo kciukiem staram się trafić w właściwy punkt na ekranie, udało się word się zamknął. Palmtop świeci teraz niebieskim ekranem.
- Nie rób za mnie idiotki, widziałam, że coś pisałeś.
- Skarbie, wydawało, ci się, jak się go włącza to na sekundę pokazuje się biały ekran. A ja go właśnie włączyłem
- pisałeś smsa
- No skad
- albo e-maila
- kochanie, to, palmtop nie ma dostępu do internetu
- Bullshit
Faktycznie bullshit, palmtopem można łączyć się z internetem.
Wyciera szybko ręce i wychodzi. Głupia nie jest, to jasne, czuje, że coś ukrywam, tylko nie wie co.
Mijam ją korytarzu, to kiedy się wyprowadzisz?
Przez resztę wieczoru trzyma się jak najdalej, a kiedy żegnamy gości stojąc w progu a ja próbuje ją objąć, jest sztywna jak deska. Znam ten stan. Czuje się oszukiwana, po raz kolejny przekonała się, że nie można mi ufać. Co dalej?
Rozmowa do białego rana, dobrze, że szeptem, obce dzieci przydają się w noc ja ta. Nie pozostaje nic innego jak jeszcze raz wysłuchać historii mej podłości. Czuje, że muszę jej coś dać, cokolwiek, jakiekolwiek racjonalne wytłumaczenie obecności palmtopa w moim ręku. Nie chce jej mówić o blogu. Nie chcę by go czytała, nie chcę by czytał go ktokolwiek, kto mnie zna. Zatraciłby autentycznosć. Zaczołbym pisać zastanawiając się, jak mnie widzą czytający i pewnie pisałbym tak, by widzieli mnie lepszym niż jestem.
- Myślę o napisaniu pamiętnika, Przymierzam się, jeszcze nie zacząłem.
Kupuje to, nie wiem czy wierzy, może po prostu jest już zmęczona, i nie chcę się jej dluzej gadać. Na ranem budzi się nagle,
- Piszesz bloga.
- Nie, nie piszę bloga, myślę o pamiętniku
- Na pewno nie dasz mi go przeczytać
- Dlaczego miałbym nie dać, czy ja mam coś do ukrycia?
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa…

12 stycznia 2007

Mój blog (ciąg dalszy)

To był beznadziejny post. Zapomnijmy o nim jak najszybciej. Są blogi lepsze są blogi gorsze. Powiedzmy, że mój jest na miarę moich możliwości. Mnie nie nudzi. Może jestem jak ten wiejski idiota, co ze śmiechem opowiada każdemu napotkanemu, jak krasula wlazła w pokrzywy. Ja też opowiadam historię na moją miarę, a że tylko ja się przy niej bawię, co poradzić take życie.

Mój blog

To nie mój blog został odkryty dwa dni temu, mój, jest znany jest od dawna.

To dlatego, że pustkę wewnątrz siebie nieświadomie przelewam na papier. Czego się spodziewałem, że mogę to ukryć. Wieje stąd nudą. Tu nie ma treści, proces pisania kończy się na naciśnięciu klawisza. Jestem ja, palce i klawiatura, dalej nic. Słowa zamieniają się w rzędy nieczytelnych znaków. Dokładnie tak jak u bezdomnego z Centralnego. Przecież wiem o tym.

Żałuje, że podpisałem się kiedyś swoim log-inem. Nie wiedziałem, że jest on linkiem do profile, nie zrobiłem tego już na żadnej innej stronie.
(...)
Nie, to nieprawda nie żałuje, suchość w gardle, zawsze kiedy widzę jedynkę przy komentarzu jest tego warta. Niezależnie od treści.
(...)
Jestem rzędami liter, być może czytelnymi tylko dla mnie, a może tak oczywistymi, ze czytać się ich nie chce. Piszę dla siebie, kto chce czytać, czyta. Wartość zdań ciosanych siekierką nie ma znaczenia. Ważny jest sam proces. Pustka z mich piersi spływa przez palce do komputera i zamienia się w słowa. Ale słowa coś znaczą, ułożone w zdania ukazują swoją genezę. Ale ja się tym nie przejmuje, bo pisanie, daje poczucie pozornego wypełnienia, a pozory to dla mnie aż nad to.

Może wierze, że kiedyś usiądę przy komputerze, przeczytam swój blog od początku do końca i w tej plątaninie słów ujrzę siebie, takiego jakim jestem naprawdę i może łudzę sie, że będzie to ktoś inny, ktoś, kogo nie znam i istnienia nie podejrzewam.

Dlatego, tak ważne jest, by nie przedostało się tu, choć jedno słowo kłamstwa.

W drodze do pracy kupuję pączki dla dziewczyn, robię to czasami, czemu akurat dzisiaj? Może jednak tkwi we mnie gdzieś głęboko ukryte pragnienie akceptacji? Eee.. nie oszukujmy się, tkwi i to wcale nie głęboko.

11 stycznia 2007

Świętokradztwo

Nie robiłem tego już od kilku dni. Czy liczę na coś? Czy wydaje mi się, że nagle po prawie dwóch latach znajdę ją w swych ramionach.

Nie idziesz spać? Skąd to pytanie, nie słyszałem go już od bardzo dawna. Nie chce mi się spać, jest jeszcze wcześnie i sam nie wiem, czemu odchodzę od komputera i idę się umyć.
Leży na boku odwrócona plecami. Kładę się tuż przy niej, leżymy idealnie równolegle, z lekko podkurczonymi nogami. Jest taka ciepła. Obejmuje ją. Moja ręka sięga do jej kolana, masuje je delikatni i po jakimś czasie wędruje wyżej z wieloma przystankami, po udzie, przez biodro do pasa. Nie ma majtek, to oczywiście oznacza tylko tyle, że nie ma i okresu. Mimo, że na swojej drodze nie napotykam łokcia, zawracam. Masuje udo, delikatnie pośladek. Leży nieruchomo. Staram się, by moje ruchy były łagodne, równe i leniwe, pełne ciepła i uczuć. Powoli przemieszczam dłoń w różnych kierunkach. Nie posuwam się zbyt nisko w dół brzucha, nie dotykam też sutek, choć co jakiś czas dłoń spoczywa na jej biuście. Koszule ma zadartą. Właściwie jest naga. Poczułbym każde drgnienie skóry na jej ciele, jeżeli by takie było. Może już zasnęła. Wszystko jedno, robię to dla siebie, piersi brzuch, udo, kark. Dotykanie jej, pieszczenie, wodzenie dłonią po skórze tak gładkiej sprawia przyjemność, której nie mam zamiaru sobie odmawiać, tym bardziej, że przylegając do niej czuje, drgnienie każdego z jej mięśni. i wiem że jest rozluźniana, nie ma w niej żadnych z tych odpychających, mówiących, zostaw mnie w spokoju, sztywnień. Stoi mi, Jestem pewien, że go czuje. Naprężam członek kilka razy, układa sie wzdłuż pośladka. Nie przestaje masować jej ciała, wkładając w to całą delikatność, na jaką mnie stać.
Nie mam już wątpliwości mój ochronny mur jest pełen dziur, a ja robię ciągle nowe. Wiem, że działam na swoją szkodę. Powinienem wstać i pójść do salonu, mieć tam fantastyczny orgazm i z zlizując spermę z nasady kciuka, powtórzyć sobie raz jeszcze, jestem sam i nie oczekuje nic, od nikogo.

Samogwałt teraz byłby świętokradztwem.

Jej ciało jest kilka stopni gorętsze od mojego. Nie mógłbym odsunąć się nawet na milimetr, przecież bym zamarzł. Przywieram więc jeszcze mocniej. Poruszyła się? Wcisnęła mocniej we mnie, nie wiem, może mi się wydawało. Jej piersi są tak doskonale okrągłe.

A gdybym tak mocnym silnym ruchem wcisnął jej dłoń między nogi. Podskoczyłaby do góry i pozwiedzała, odbija ci, a ja, obrażony mógłbym odsunąć się na drugi koniec łóżka.

Nie, nie zrobię tego, będę tak leżał przytulony udając, że robię to z czułości i przywiązania, a nie z wyjącej potrzeby seksu.

10 stycznia 2007

Wypełnić pustkę

Zbyt łatwo oddaje się marzeniom. A one zbyt łatwo, wypierają rzeczywistość. Snuje plany, których nigdy, nie spróbuje zrealizować. Widzę się w sytuacjach, w których nie dane mi będzie się znaleźć. Zdaje się, że ostatnio nie stąpam zbyt mocno po ziemi. Sam nie wiem, czy się tym martwić. Bo, czy to aż taka różnica jak się przez to życie przejdzie?
(...)
Wczoraj zostawiła swoją komórkę na ławie w salonie. Zazwyczaj bardzo jej pilnuje.Na ogół tego nie robię respektując jej prywatność, ale że nie jestem wolny od wad rzucam okiem na smsy. Tak bez przekonania, bo wiem, że ma zwyczaj kasować wszystkie natychmiast po przeczytaniu. Ale nie, już nie ma, czyżby wzięła sobie do serca moje słowa. Co tu mamy? Od szefa „Wiele miłości w Nowym Roku” To mają być życzenia od szefa? Może napisał coś jeszcze?, ano napisał, wszystkie z dzisiaj, wygląda to na dłuższą konwersacje smsową, staram się powiązać pytania i odpowiedzi. Nie ma to sensu nie układa się w żadną czułość, jednak je kasuje, zostawiając tylko wybrane. Odkładam komórkę zastanawiając sie co czuje. Nie wiem, jeśli myślę że to zazdrości czuję zazdrość, jeśli myślę, że to obojętność, czuje obojętność. Może po prostu wypełniam pustkę, tym co mi przyjdzie do głowy.

Idę spać. Leży na boku odwrócona plecami. Koszulka się jej zadarła. Nie obciąga jej jak zazwyczaj. Kładę się obok, nie mam nic przeciwko, że i mój t-shirt się podwija. Leżymy na łyżeczke, kiedyś inaczej nie zasypialiśmy. Wtula sie we mnie, Czuje jej gładkość wkładam rękę pod koszulkę, a moją dłoń wypełnia pierś. Nie sztywnieje, nie skacze do góry, czyli możemy spać. Skąd taka zmiana?

A kiedy to ja byłem najbardziej kochającym mężem? Czy nie wtedy, kiedy krzywdziłem ją najbardziej.

9 stycznia 2007

Pabadam

Siedzę sobie przy swoim komputerze, zastanawiając się, czym by się tu się właściwie zająć, a nie ukrywam, że jest przynajmniej kilka spraw które, zaczynają być co najmniej naglące. No i jak zwykle w takich chwilach, zamiast zająć się czymś konkretnym, zaglądam na mój ulubiony blog. W głośnikach Yonderboi – Pabadam (czyli muza zdecydowanie słoneczna i tchnąca optymizmem), i proszę, są ludzie szczęśliwi, jedno proste zdanie "Czy można komuś za mało razy powiedzieć że się go kocha?" rozświetla mrok nad moją głową. Ktoś tam gdzieś jest szczęśliwy, to zawsze rodzaj fenomenu, miłość, pomiędzy dwojgiem ludzi, para odnaleziona pomiędzy miliardami szarych istnień... Robi się błogo i przyjemnie, tak te słowa harmonizują z pabadam płynącym z głośników. Trwa to chwilę, która gaśnie, i znika i właściwie to jest mi znów, smutno, może nawet bardziej niż przedtem. Stało się coś? Posmutniałeś. Pyta mój co-worker, nie nic, odpowiadam, starając nie widzieć jej ciepłego uśmiechu. Naciskam Repeat button, niech mi jeszcze pogra te pachnące szczęściem pabadam. I ja kiedyś, też byłem zakochany....

"Czy można komuś za mało razy powiedzieć że się go kocha?" nie, nie można , a mimo to, ja właśnie tak zrobiłem... i tak tego żałuje...

5 stycznia 2007

Casual Friday

Przynajmniej można oko nacieszyć. Obcisłe dżiny do bioder. Pępki na wierzchu i bluzeczki tak cieniuteńkie. Kontempluje krągłość biustów i jestem dzisiaj w zdecydoeanie dobrym humorze. W czasie lunchu idę do fryzjera, a własciwie pani fryzerki. Zdecydowanie mój typ 170/45. Czuję się teraz bardzo przystojny.

Wczoraj wieczorem usadła na kanapie wyciągneła nogi i oparła stopy na moim udzie. Spytała, co w pracy? W pracy niewiele się ostatnio dzieje, ale opowiedziałem jej historię z przed paru dni, żeby nie mówić, że nic. Śmieje się, chyba szczerze.
- A kiedy przyniesiesz zdjęcie jej dziecka?
- Mówiłem ci 100 razy, nie jest podobne do mnie.
- Dobrze, ale przynieś zdjęcie.
Będe musał pokazać jej te zdjęcia. Obiecuje to już od trzech miesięcy. Nie patrzy na mnie, a jej wzrok ucieka gdzieś w dal. Kładę dłoń na jej stopach, a ona nie chowa ich pod siebie.
I tak sobie siedzimy oglądając telewizje.

4 stycznia 2007

Kiedyś było tak inaczej...

Stoję w kuchni, krojąc chrupiące bułeczki , kiedy staje za mną i obejmuje kładąc twarz na moich plecach. Odwracam się, trwamy tak przez chwile przytuleni w mroku budzącego sie dnia.
Trzymam ją w ramionach, taką ukochaną.

Nie wiem czym zasłużyłem sobie na na ten gest.

W drzwiach całujemy się w usta. To może tylko oznaczać upadek z wyjątkowo wysokiej drabiny.
Zawsze tak jest.

3 stycznia 2007

Lot nad miastem

Czwarta nad ranem budzę się po dwóch godzinie snu. Teraz to mogę tak leżeć do białego rana Nie ma sensu się katować. Wstaje i idę do salonu. Śpię w t-shircie, takim bardziej rozciągniętym. Zdejmuje go i nagi kładę się na kanapie. Pokój rozświetlony jedynie łuną miasta. W ciemności widzę swoja nagość. Ręka wędruje w kierunku brzucha, a potem niżej. Jest zupełnie oklapły. Mimo to obciągam skórkę. Moja dłoń prasowa się w kierunku jąder i pięści je delikatnie. Czuje przypływ miłego ciepła. Czuje jak w okolicach krocza krew zaczyna szybciej krążyć. Jest już wyprostowany, chociaż do pełnego zwodu jeszcze mu daleko. Zostawiam go na chwile w spokoju i koncentruje się na sutkach. Skubie je delikatnie, twardnieją, teraz można je ściskać między palcami, jednocześnie pociągając do góry. Przez ciało przechodzi mrowienie. Skóra staję się bardziej wrażliwa na dotyk. Masuje teraz piersi i brzuch otwartymi dłońmi. Wracam z powrotem na krocza, członek jest teraz znacznie twardszy i większy, ale to wciąż nie to. Obejmuje go dłonią i wykonuje kilka ruchów. Nie zaniedbuje też sutków. Moje ciało mimowolnie pręży się i wygina, jest przyjemnie. Nawet bardzo. Rozkraczam się, ułatwiając sobie dostęp do jajek. Podniecenie rośnie teraz lawinowo, Ruchy mojej dłoni stają się szybsze. Czuje fale rozkoszy przeszywające mnie od pośladków, placów, ramion w kierunku członka. Zamykam oczy i odchylam głowę do tyłu. Nie spieszę się, jest zbyt przyjemnie nie ma się gdzie spieszyć. Pośpiech tylko skraca przyjemność. Ruchy mojej dłoń stają się nieregularne, kilka szybszych, a kiedy napięcie podskakuje zbyt gwałtownie, zwalniam a podniecenie opada, stabilizuje się a wtedy znów od początku. Napięcie nigdy nie opada do poziomu wyjściowego nie pozwalam na to, dzięki temu z każdą chwilą jestem bardziej podniecony. Przypomina to wspinanie się po schodach. Mój członek jest wielki i napęczniały ujmuje go u nasady i wymachuje na lewo i prawo jak maczugą.
Wielka marchewa, nie będzie już większa. Czas kończyć te zabawę. Teraz narzucam sobie naprawdę szybkie tempo. Czuje, że wytrysk jest tuż, tuż. Uwaga, zaraz chluśnie. W ostatniej chwili zwalniam, orgazm odpływa na sekundę, a ja natychmiast przywołuje go z powrotem, i tak wiele razy, moja ręka porusza się z szybkością światła, Teraz jestem już za daleko, nawet gdybym chciał przerwać, to niemożliwe, nie jestem już panem swojej woli. Fale gorąca przypływają i odpływają, moje biodra prężą się do góry. Rozkosz ekstaza to one są tym światłem na końcu tunelu, z ust wyrywa się cichy jęk, a fala ciepła oblewa moja rękę I brzuch. Leże jeszcze dłuższa chwile, oddech wyrównuje się.
Wstaje i wychodzę na balkon, jest naprawdę zimno, oto ja nagi ponad miastem, spełniony, nie potrzebuje uczuć, ciepła, miłości, zrozumienia, wszystko to mogę dąć sobie sam. Wyciągam ręce i szybuje, mając u stop świat.


2 stycznia 2007

Przesądy

Może powodzenie w następnym roku rzeczywiście jest uzależnione od ilości wypitego alkoholu. Słyszałem już wcześniej taką teorię. Hmm, kiedy to ja obudziłem się z kacem gigantem? Nie pamiętam. Moje kace jakoś się nie zbiegają z sylwestrem. Z drugiej strony czy ja mogę narzekać? Czy tak naprawdę mam do tego prawo? Los obchodził się za mną raczej łaskawie. Z moją osobowością powinienem zostać uzależnionym od alkoholu grajkiem rock&rollowym, wydającym płyty w nakładzie 10 egzemplarzy, którego muzyką ekscytują się jedynie koledzy z zespołu. Tymczasem wszystko, układa się tak pomyślnie, przynajmniej od strony materialnej. Często wręcz na przekór mnie i moim głupim decyzjom. Czego by to dowodziło, albo, że, ja jestem osobnikiem wybranym, albo wręcz przeciwnie, wszystko kwestą przypadku.

A może każdy na swój osobisty zestaw przesądów, które stosują się tylko do niego. A niektórzy, ci zaprzeczający wszelkim nieracjonalnym teoriom przyczynowo skutkowym po prostu nie mają żadnego i przechodzą przez życie ot tak sobie.