8 listopada 2006

Spowiedź

Wstaje rano może kilka minut wcześniej niż zazwyczaj, bez złych intencji, zaczynam parzyć kawe. Nagle ręka sama, bezwiednie uruchamia mechanizm grającej szafy. Właściwe zapadki trafiają na swoje miejsce a ja ze sprawcy zamieniam się tylko w bezwolnego słuchacza obezwładninego przez piękno chórów anielskich. Tak dla takich chwil warto żyć. Tego mi teraz potrzeba, oczyszczenia, świętej spowiedzi przed nieistniejącym Chrystusem. I już wiem, że nie przestane aż nie skończę. Potrzebuje tego by móc jeszcze przez jeden dzień babrać sie w tym całym brudzie i z uśmiechem przyklejonym do twarzy mówić dzień dobry ekspedientce w sklepie spożywczym

Brak komentarzy: